Lekarz musi być odpowiedzialny za prowadzone leczenie – mówi prof. Krzysztof Selmaj z Kliniki Neurologii UM w Łodzi
Joanna Jureczko-Wilk: Czy zwężenia w żyłach szyjnych mogą powodować stwardnienie rozsiane?
Prof. Krzysztof Selmaj:
– W świetle dotychczasowych badań stwardnienie rozsiane to patologia zapalna, a nie żylna. Wydaje się mało prawdopodobne, by było odwrotnie. Ale oczywiście każdy lekarz ma prawo przedstawić nową hipotezę, tylko trzeba ją udowodnić w toku wieloletnich, badań, przeprowadzonych wedle zaakceptowanych reguł oceny nowych terapii w SM. W przypadku niewydolności żylnej u chorych na SM takich badań nie ma, a już mówi się o nowej metodzie leczenia, wykonuje się zabiegi stentowania, pacjenci płacą za ich wykonanie. To budzi wątpliwości etyczne.
Ale chorzy czują się po zabiegu lepiej. Czy to nie wystarczy?
– SM to choroba przebiegająca bardzo różnie, z wieloma objawami, chimeryczna. Może się zdarzyć, że pacjent, który przed zabiegiem poruszał się na wózku inwalidzkim, po wstawieniu stentów wstaje z łóżka i chodzi, bo akurat nastąpił naturalny okres cofnięcia się choroby. Po jakimś czasie choroba znów atakuje, bo taki jest jej zmienny charakter. Żeby stwierdzić, czy poszerzenie żył rzeczywiście ma wpływ na SM, potrzeba kilkuletnich badań klinicznych, prowadzonych przez kilka niezależnych ośrodków, na dużych grupach chorych z SM i na grupie kontrolnej. Należałoby zbadać skuteczność tej metody, ale też jej bezpieczeństwo.
Wszczepianie stentów w SM może być niebezpieczne?
– Nie bardziej niż ich wszczepianie w przypadku miażdżycy tętnic. Niemniej jest to metoda inwazyjna i jako taka niesie ryzyko powikłań, np. powstania skrzepów.
SM nadal jest chorobą nieuleczalną, trudno więc dziwić się chorym, że próbują metod nie do końca sprawdzonych.
– Historia leczenia SM to historia wielu rzekomo rewelacyjnych terapii. W ciągu 30 lat pracy słyszałem o naświetlaniu laserami trzech miejsc na ciele, klawiterapii, czyli rodzaju akupunktury, leczeniu w komorach hiperbarycznych. Niektóre metody, jak laseroterapia, nawet były finansowane z pieniędzy publicznych, a okazały się nieskuteczne. Lekarz musi być odpowiedzialny za prowadzone leczenie, gdyż ma do czynienia z pacjentem ciężko chorym i nieszczęśliwym. Nie może robić nadziei i na tej nadziei zarabiać, nie mając dowodu w postaci rzetelnych badań. Inaczej wszystko może się skończyć wielkim rozczarowaniem, jak w przypadku preparatu Tołpy, który rzekomo leczył raka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
mówi prof. Krzysztof Selmaj