Automatyczne parkowanie. Taksówki i autobusy bez kierowcy. System, który potrafi zapanować nad samochodem, gdy kierowca zaśnie lub zasłabnie. Niemożliwe? Niekoniecznie.
Kilkanaście dni temu zakończył się Urban Challenge – rajd samochodów bez kierowców. W tych pojazdach decyzje podejmował nie człowiek, ale centralny komputer. On omijał przeszkody i przygotowywał się do kolejnych manewrów. Z jedenastu startujących pojazdów aż sześć dojechało do mety.
Przejażdżka po pustyni
Rajd samochodów bez kierowców od kilku lat organizuje amerykańska armia, a konkretnie agencja zajmująca się finansowaniem przyszłościowych projektów naukowo- -technicznych DARPA (Defense Advanced Research Projects Agency). Pierwszy wyścig zorganizowano w 2004 r. Zwycięzca odebrał w nagrodę okrągły milion dolarów. Trasa wyścigu miała prawie 250 km i wiodła po bezdrożach pustyni Mojave w stanie Newada. Teren był co prawda pofałdowany, ale, jak się później okazało, łatwy. Na pewno łatwiejszy niż przejazd przez średniej wielkości miasto. Kamienie i dziury „stoją w miejscu” i są całkowicie „przewidywalne”.
Trasę wyznaczono tak, by elektroniczny kierowca był zmuszony omijać głazy i zwalniać na stromych zjazdach w dół. Niestety, żaden pojazd nie zdążył tego doświadczyć. Przeważająca większość przejechała zaledwie kilkadziesiąt lub kilkaset metrów. Najdalej dojechał pojazd skonstruowany w Carnegie Mellon University w USA. Utknął na 12. kilometrze. Pewnie jechałby dalej, gdyby nie to, że na jego drodze… pojawił się krzak. Komputer nie wiedział, jak go ominąć i wjechał wprost na niego. Z wyjechaniem już sobie nie poradził. To obrazuje trudności, z jakimi muszą borykać się konstruktorzy automatycznych pojazdów. Nie przewidzieli krzewu, więc komputer nie wiedział, jak się zachować, gdy pojawił się na drodze. Ale czy wszystko da się przewidzieć? Skoro na pustyni to się nie udało, co będzie z jazdą w zatłoczonym mieście?
Ruszaj na miasto
Drugi wyścig odbył się w 2005 r. Tym razem było dużo lepiej. Co prawda rajd dalej odbywał się na pustyni, ale jego wyniki były nieporównywalnie lepsze. Być może podziałało to, że nagrodę główną podwojono. Zwycięzca dostawał już 2 miliony dolarów. Z 23 startujących załóg pięć pojazdów pokonało ponad 200-kilometrową trasę. Organizatorzy rajdu zaplanowali ją co do najmniejszych detali. Samochody musiały pokonać trzy wąskie tunele (tutaj nie działa nawigacja setelitarna) i kilkadziesiąt ostrych zakrętów. W 2007 r. organizatorzy zaplanowali coś specjalnego. Uznali, że wyścigi po pustyni były dobre na początek, ale teraz trzeba podnieść poprzeczkę, i zorganizowali rajd w warunkach miejskich. To właśnie w miastach będą musiały radzić sobie automatyczne samochody przyszłości. Poza tym teren miejski, z ruchem, z pieszymi, z wąskimi (czasami jednokierunkowymi) ulicami jest najmniej przewidywalny ze wszystkich możliwych. Może zdarzyć się wypadek czy korek, a wtedy komputer sam – mając do dyspozycji system lokalizacji satelitarnej GPS – musi zadecydować, którędy jechać, żeby ominąć zablokowaną część miasta. Trasa właśnie ukończonego rajdu była znacznie krótsza niż poprzednich. Niecałe 100 km trzeba było pokonać w co najwyżej 6 godzin. Rajd odbywał się w zamkniętym mieście – bazie wojskowej należącej do lotnictwa USA – George Air Force Base w Kalifornii. Choć pierwszy linię mety przejechał przerobiony przez studentów ze Stanford University volkswagen Passat, zwycięzcą tegorocznego wyścigu został pojazd zbudowany w Carnegie Mellon University. Boss – bo tak został nazwany zwycięski wehikuł – wygrał, bo… w lepszym stylu pokonał trasę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek