Na okładce jednego z tygodników znalazło się zdjęcie z tłumem księży, a na nim napis: "Partia Pana Boga. Nie ma jej w sejmie, ale jest przy władzy".
Całość sugeruje, co zresztą potwierdzają teksty w środku numeru, że choć Kościół nie ma własnej partii, to ma wpływ na kształt życia publicznego. Zdaniem redaktorów, taka sytuacja jest nie do przyjęcia w państwie prawa. Dziwię się ich zdziwieniu albo raczej oburzeniu, bo czegoś tu nie rozumiem. Kiedy do polityki trafia socjalista, to idzie tam po to, by urządzać świat według swoich lewicowych ideałów.
Bo uważa je za najlepsze i dla społeczeństwa, i dla pojedynczego człowieka. Wtedy wszystko jest w porządku. Natomiast kiedy w to samo miejsce trafia katolik przejęty nauką Pana Jezusa (tych, niestety – co powinno ucieszyć redaktorów tygodnika – nie jest zbyt wielu) i próbuje robić to samo, tzn. urządzać świat według Bożych ideałów, to podobno mamy do czynienia z niebezpiecznym zjawiskiem.
Zawłaszczaniem państwa przez katolików. Niby dlaczego? Jeżeli na życie publiczne mogą mieć wpływ i ludzie lewicy, i hodowcy kanarków (niech mi wybaczą to porównanie), to dlaczego takiego prawa nie mieliby mieć katolicy. Oczywiście, w ramach demokratycznego porządku.
Mija właśnie 20 lat od powrotu katechezy do szkoły. Jej podstawowym zadaniem jest przekazywanie uczniom wiary w Jezusa. Między innymi po to, by kiedy dorosną, urządzali świat po Bożemu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny