Można by powiedzieć, że biskupi wybierający nowego przewodniczącego episkopatu wielu dziennikarzom zrobili na złość. Nie zdecydowali się na żadnego z typowanych kandydatów, ale na dotychczasowego przewodniczącego, abp. Józefa Michalika.
Ponieważ wybory cieszyły się sporym zainteresowaniem mediów, które typowały i oceniały potencjalnych kandydatów, w Kościele pojawiły się głosy oburzenia. Jak można tak pisać o wyborach przewodniczącego episkopatu? To przecież nie wybory do parlamentu.
Nie zgadzam się z taką opinią. Bardzo dobrze, że media poświęciły wyborom sporo uwagi. Dlaczego? Bo świadczy to o tym, że Kościół jest ważną instytucją, którą można chwalić lub krytykować, ale wobec której nie można być obojętnym. Należałoby się martwić wtedy, gdyby na wybory nikt nie zwrócił uwagi. Podobnie należy patrzeć na dyskusje, jakie toczą się wokół obsady stolic biskupich. Ostatnią głośną taką sprawą była nominacja abp. Sławoja Leszka Głódzia do Gdańska.
Niech dziennikarze relacjonują, nawet spekulują, jaki może być bieg wypadków. Nic w tym złego, od tego są. Niebezpiecznie byłoby, gdyby ludzie Kościoła podejmowali decyzje nie według własnego rozeznania, ale pod naciskiem opinii publicznej. Tak stało się niedawno w Austrii, gdzie krytyka mediów skłoniła ks. Wagnera do ustąpienia. Abp Michalik w wywiadzie udzielonym „Gościowi” uważa to za przejaw bolesnej choroby współczesnego Kościoła.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny