Drugiego maja, w Dniu Flagi Narodowej, premier Donald Tusk wygłosił orędzie do narodu. Niektórzy utrzymywali, że było to tylko uroczyste przemówienie czy też przesłanie, gdyż orędzie zarezerwowane jest wyłącznie dla prezydenta.
. Jak zwał tak zwał, w każdym razie premier w podniosły sposób mówił o wielu sprawach. Między innymi o planach zwolnienia emerytów z abonamentu radiowo-telewizyjnego, o prawie wszystkich dzieci do ciepłego posiłku i powszechnym dostępie do Internetu, a nawet wspomniał o prysznicach na osiedlowych boiskach.
Zakończył bardzo wzniośle: „Chcę dzisiaj, przy okazji święta obiecać, że na jedzenie dla dzieci, na ich bezpieczeństwo, edukację i rozwój pieniędzy nie zabraknie. Tak, byśmy patrząc, jak rośnie nowe pokolenie Polaków, z coraz większą dumą mogli patrzeć na nasz narodowy sztandar. W takie święto jak dziś, a także każdego dnia”.
A potem jeszcze życzył „radosnego świętowania, spacerów i pięknej pogody”. Z wielką irytacją słuchałem tego orędzia, podobnie jak i uroczystych wystąpień poprzednich premierów czy prezydenta. Coraz bardziej w tego rodzaju orędziach brakuje mi elementu religijnego. Premier życzył mi „spacerów i pięknej pogody”. Wspaniale, szczerze dziękuję.
Ze spaceru nie skorzystałem, ale z roweru owszem. Ale gdyby jeszcze dodał na przykład słowa: „Niech Was Bóg błogosławi”, poczułbym się lepiej. No ale czy premier jest od tego, żeby mi poprawiać samopoczucie?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny