Czy wśród duchownych byli agenci? Byli. Ilu ich było? Specjaliści mówią, że około 10 procent. Dużo to, czy mało? Oczywiście, że dużo! O 10 procent za dużo.
Najlepiej, gdyby żaden duchowny nie pozwolił złamać się peerelowskiej Służbie Bezpieczeństwa. Ale jeżeli powyższe dane są prawdziwe, to jednocześnie wynika z nich, że 90 procent księży wyszło obronną ręką ze starcia z komunistycznym systemem. A każdy ksiądz, bez jednego wyjątku, znajdował się w kręgu zainteresowań oficerów SB. Już na pierwszym roku każdy kleryk miał swoją teczkę.
Kościół w tamtych czasach był najbardziej atakowaną instytucją. Trzeba o tym ciągle przypominać, by nie doszło do zafałszowania historii. A może tak się stać w natłoku informacji o prawdziwych czy rzekomych księżach-agentach. Dlatego każdą publiczną rozmowę, każdy prasowy artykuł poświęcony lustracji warto zaczynać od przypomnienia tych faktów.
By u nikogo nie pojawił się nawet cień wątpliwości, że generalnie to Kościół był ofiarą. Mając przed oczami niezliczone jasne karty Kościoła, łatwiej rozmawiać o tych ciemnych. Choć i tak ta rozmowa jest i będzie trudna. Grzech zawsze sprawia ból. Ks. Artur Stopka, komentując wydarzenia związane z osobą ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, bardzo trafnie zatytułował swój artykuł „Między heroizmem a bestialstwem”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny