Spotkanie z Benedyktem XVI przekroczyło najbardziej optymistyczne oczekiwania. Zdobył nasze serce. I my chyba też zdobyliśmy jego. To były niezwykłe rekolekcje dla Polaków.
Tak, to było prawdziwe święto, jak za czasów Jana Pawła II. Zniknęła nam na chwilę sprzed oczu polityka. Uff, odetchnęliśmy z ulgą. Papież skierował naszą uwagę na sprawy stokroć ważniejsze, bo fundamentalne. Zaprosił do mocniejszego, głębszego, odważniejszego wejścia w świat wiary. Ostatecznie rozbił w pył mit „pancernego kardynała”. Ukazał się nam jako pokorny, rodzinny, nieco nieśmiały, głęboki i mądry człowiek, a zarazem świadek wiary, sługa Kościoła, kochający ojciec.
Wysoka temperatura
Przebieg pielgrzymki Benedykta XVI był dla niego samego nadzwyczajną niespodzianką – powiedział tuż przed odlotem do Rzymu rzecznik Watykanu Joaquin Navarro-Valls. Papież przyznał, że nie spodziewał się tak gorącego i entuzjastycznego przyjęcia ze strony Polaków oraz tak uważnego odbioru papieskich nauk przez setki tysięcy wiernych.
Polacy chyba też byli w większości zaskoczeni. Nikt nie liczył na emocje tak porównywalne z temperaturą spotkań z Janem Pawłem II. Spotkanie z młodzieżą na Błoniach przełamało ostatecznie wszelkie lody. W ciągu czterech dni Papież z Niemiec stał się bardzo bliski Polakom. Zwyczajnie, po ludzku podbił nasze serca. Czym? Swoją skromnością, łagodnością, uśmiechem, zdaniami wymówionymi z trudem po polsku. Może nawet jakimś rodzajem zagubienia czy zażenowania, z jakim przyjmował narastające z godziny na godzinę przejawy życzliwości i zaufania.
Benedykt XVI, choć nie dosłownie, ale przecież bardzo wyraźnie wyznał, że on sam też, tak samo jak my, podziwia i kocha Jana Pawła. I te uczucia przelewa teraz na Polskę i Polaków. Podczas Mszy św. na Błoniach mówił wzruszony: „Przybyłem do Polski i do Krakowa z potrzeby serca…, pragnąłem oddychać powietrzem jego Ojczyzny…, pragnąłem przede wszystkim spotkać żywych ludzi, zakosztować waszej wiary…, chciałbym każdemu z Was uścisnąć dłoń, patrząc w oczy. Ogarniam sercem wszystkich…”. Nic dodać, nic ująć.
Powie ktoś, że emocje nie są najważniejsze, że istotniejsze są treści papieskiego nauczania. Owszem, treści są ważne – o nich za chwilę – ale nie da się przekazywać prawdy, a już na pewno prawdy wiary, bez nawiązania więzi, bez spotkania na płaszczyźnie ludzkiej. Wiedział o tym doskonale Jan Paweł II. Był mistrzem nawiązywania osobistej relacji, nawet kiedy spotykał tłumy. Jego następca poszedł tym śladem, nie kopiując mechanicznie jego zachowań, ale w swoim własnym, Benedyktowym, ujmującym stylu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz