Za nami wielkie dni. Które jednak się skończyły. Kiedyś przecież musiały się skończyć. Żadne święta, nawet te zgotowane przez Jana Pawła II, nie mogą trwać wiecznie. Po łzach wzruszeń, duchowych uniesień, gorliwej modlitwy wracamy do codzienności. Co zostanie z tego cudu? – padają pytania.
W podtekście kryje się obawa, że niewiele. Przecież niedawno pogodzeni kibice już zdążyli się pobić.
Co zostanie? Odpowiadam, że dużo. Bardzo dużo. Zostanie święty Jan Paweł II. Niektórzy – wiedzeni jakimś wewnętrznym, religijnym przekonaniem – już modlą się do Boga za jego wstawiennictwem, inni domagają się, by od zaraz został ogłoszony świętym.
Zostanie też pamięć o tych dniach cudu. A za pamięcią przekonanie, że wiara, że nadzieja, że miłość mogą rządzić światem. Że to jest możliwe. W jaki sposób ta zbiorowa i indywidualna pamięć zostanie wykorzystana, tego dzisiaj nikt dokładnie nie potrafi przewidzieć. Jak nikt dokładnie nie wiedział, jakie owoce przyniesie pierwsza pielgrzymka Ojca Świętego do Polski w 1979 roku.
Jedno wydaje się pewne: z dobra rodzi się kolejne dobro. Jeżeli w ostatnich dniach dobra było więcej niż zwykle, to znaczy, że gdzieś ono zaowocuje. Bóg nie pozwala, by zmarnował się choć jeden okruch dobra.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk