"Mam nadzieję, że takie głębsze, nie sensacyjne i powierzchowne, podejście, pomoże odpowiednio ocenić całą sprawę i zrozumieć działanie Jana Pawła II bez uproszczonych wniosków i ferowania szybkich wyroków" - mówi rozmowie z KAI Paulina Guzik, reżyserka i scenarzystka filmu „Szklany Dom – odpowiedź Jana Pawła II na kryzys wykorzystywania seksualnego w Kościele”. Premierowa emisja odbędzie się jutro, 18 maja, o godz. 21.00 w TVP1.
Dawid Gospodarek (KAI): Na początku swojego filmu przytaczasz słowa Jana Pawła II mówiącego o tym, że od dziennikarzy wymaga autentyczności w ich opisywaniu Kościoła. To wydaje się pewnym przytykiem w stronę dziennikarzy, którzy do tej pory krytycznie opisywali Jana Pawła II, zwłaszcza w kwestii skandalu wykorzystywania seksualnego nieletnich przez duchownych. Czy Twój film jest odpowiedzią na te materiały?
Paulina Guzik: Ten film powstał z potrzeby odpowiedzi nie na publikacje, ale ważne pytania pojawiające się w przestrzeni publicznej. Odpowiedzi, która nie zaczyna się od założonej tezy, ale osadza działania Papieża w kontekście czasów w których żył i sprawował swój urząd.
W filmie chciałam połączyć dwie ścieżki – moją znajomość pontyfikatu Jana Pawła II także w innych dziedzinach i znajomość tematu wykorzystywania seksualnego nieletnich w Kościele – i zadać na nowo pytanie, co zrobił Jan Paweł II, żeby odpowiedzieć na kryzys wykorzystywania seksualnego w Kościele.
Starałam się, żeby nie była to jakaś apologetyczna odpowiedź na inne publikacje, traktujące bardzo krytycznie polskiego papieża, raczej chęć zrobienia kroku w tył, umożliwiającego świeże spojrzenie na tę sprawę. I odpowiedzenia w duchu Jana Pawła II, który sam nie lubił pozostawiać pytań bez odpowiedzi.
Ważnym punktem wyjścia było także to, że święci to ludzie - nie są bezbłędni. Ale muszą być pewne głębsze przyczyny popełniania przez nich błędów, głębsze powody tego, że nie wszystko w Watykanie poszło w tym pontyfikacie tak, jak powinno.
Starałam się ukazać szerzej Jana Pawła II – człowieka, papieża – i jednocześnie pokazać kontekst watykański, którego my często nie znamy i nie rozumiemy.
Dla mnie np. bardzo ciekawy był, ukazany trochę w tle, wątek soborowości papieża i prawa kanonicznego. To Jan Paweł II promulgował w 1983 roku nowy, posoborowy Kodeks Prawa Kanonicznego. Sam był ojcem soborowym, całe życie mocno zaangażowanym w realizację soborowych postulatów. Dla niego samego musiało być trudnym doświadczeniem dostrzeżenie, że to nowe prawo, ułożone w duchu Soboru Watykańskiego II, w przypadku skandalu wykorzystywania seksualnego nieletnich przez duchownych może być niesprawiedliwe, nieadekwatne, toksycznie klerykalne, może nawet naiwne w nieprzewidywaniu tego, że sami przełożeni, korzystając z tego prawa, mogą bardziej chronić księży i strukturę niż ofiary… I miał w sobie na tyle zdecydowania, by to prawo zacząć zmieniać, czego efektem jest „Sacramentorum Sanctitatis Tutela”.
Tak. Kiedyś uświadomiła mi to dr Wanda Półtawska, gdy z nią rozmawiałam. Powiedziała, że Jan Paweł II miał takie umiłowanie do świętości kapłaństwa, i uważał, że jest to tak święte powołanie, że nie wyobrażał sobie, żeby kapłani mogli popełniać taki grzech. I to nie była jego naiwność, dla niego to było po prostu niewyobrażalne. Ale nie znaczy to, że nie reagował, kiedy widział, że kapłani popełniają takie przestępstwa i takie sygnały dochodzą coraz częściej. Pamiętajmy, że bardzo wcześnie funkcje prefekta Kongregacji Nauki Wiary powierzył kard. Ratzingerowi, mimo iż ten się mocno przed tym bronił. On od początku mierzył się z tymi sprawami, konsekwentnie budując konkretne odpowiedzi na nie.
„Sacramentorum Sanctitatis Tutela”, dokument który nakazał zgłaszanie tego typu spraw do Kongregacji Nauki Wiary, jest wyraźnym znakiem, że budowanie takich strategii trwało wtedy bardzo długo, ale też że Ratzinger postawił na swoim a Jan Paweł II go w tym wsparł, słuchał go. To kolejna cecha Wojtyły, której bardzo wielu biskupów mogłoby się od niego nauczyć – delegowania zadań i ufności do swoich pracowników. Jeżeli Jan Paweł II powierzał komuś jakąś posługę, zadanie, wiedział, że to jest profesjonalista, który się tym dobrze zajmie. I w ten sposób ufał Ratzingerowi albo swojemu rzecznikowi.
I trochę też tak było z Sekretariatem Stanu. Skoro podejmowano tam jakieś decyzje, które zresztą często były podejmowane bez konsultacji z Papieżem, to Papież je przyjmował, nie kwestionował decyzji grupy ludzi, która była zobowiązana dobrze działać w imieniu Ojca Świętego. Myślę, że to pomaga zrozumieć tę sytuację – nie da się być papieżem i wiedzieć wszystkiego o wszystkim, o wszystkim decydować, ręcznie sterować. Od tego jest kuria i powinni być biskupi.
Ale okazało się, że nie spełniają należycie tych funkcji, nie pilnują swoich księży, nie są dobrymi pasterzami. Dbali bardziej o brak skandalu niż o krzywdzone owce. Kiedy to doszło do papieża i w pełni to zobaczył, podejmował konkretne kroki. Tylko trzeba zrozumieć ten kontekst. Procesy były długie i trudne, ale papież nie był naiwny.