We Włoszech politycy, lekarze, eksperci i rodziny apelują do Ministerstwa Zdrowia o zniesienie wymogu noszenia maseczek w szkołach. Ma on obowiązywać do końca roku szkolnego w czerwcu. W upale, jaki panuje, maseczki mogą stać się wylęgarniami mikrobów - to jeden z przytaczanych w dyskusji argumentów.
Za zniesieniem obowiązku maseczek w szkołach opowiadają się między innymi przedstawiciele lokalnych władz, w tym gubernator regionu Liguria Giovanni Toti oraz politycy koalicyjnej Ligi. Wywodzący się z tego ugrupowania wiceminister oświaty Rossano Sasso oświadczył w mediach społecznościowych, że popiera te apele. Jak zaznaczył, napływają one też od wielu rodzin, które - jak stwierdził- liczą na krok pod znakiem "zdrowego rozsądku na zakończenie roku szkolnego".
Wiceszef resortu oświaty podkreślił, że należy wziąć pod uwagę poprawę sytuacji epidemiologicznej oraz znaczny wzrost temperatur, które już teraz, zwłaszcza na południu Włoch przekraczają 30 stopni. Jego zdaniem noszenie maseczek w takich warunkach jest niebezpieczne.
Apele te kierowane są do ministra zdrowia Roberto Speranzy, bo to do niego należy ostateczna decyzja w tej sprawie.
Prezes federacji izb lekarskich Filippo Anelli zaznaczył, że dobrą wymianę powietrza zapewnia otwarcie okien w klasach. "Przy tych warunkach i przy możliwości zapewnienia dystansu można myśleć o rezygnacji z maseczek w szkołach"- dodał.
Dyrektor laboratorium mikrobiologii klinicznej szpitala w Mediolanie Maria Rita Gismondo powiedziała zaś: "Noszenie maseczek przy tych temperaturach szkodzi nie tylko dlatego, że cierpi się z powodu upału i że wywołuje to reakcje skórne". "Jest szkodliwe dlatego- wskazała- że maseczki w takich warunkach mogą stać się inkubatorami bakterii i wirusów, którymi oddychamy".
Wśród ekspertów nie brak jednak i głosów, że maseczki w szkołach są nadal potrzebne z powodu utrzymującej się ekspansji koronawirusa.
Obecnie notuje się we Włoszech codziennie po kilkadziesiąt tysięcy przypadków zakażeń i około stu zgonów.