- Był pan Anatolij z Buczy. Jego dom rozpołowił pocisk. I małżeństwo z Mariupola. Kobieta miała taki martwy wzrok. Ludzie, którzy nie mają już do czego wracać. Nawet nie wiesz o co pytać takie osoby, którym wojna zabrała wszystko... - wspomina ks. Piotr Chmielecki, sercanin.
Niedawno wrócił z Ukrainy. Zawieźli dary. Pomagają, każdy jak może.
Sercanie mają pięć parafii pomiędzy Lwowem a Żytomierzem. - W Irpieniu. nasza dzielnica mało co zniszczona, ale miasto katastrofalnie.
ks. Piotr ChmieleckiDawali schronienie ludziom. Powstało centrum pomocy. - Inni z naszych braci, są w bezpośredniej strefie walk. Pomagają bezpośrednio...
Kiedy wybuchła wojna zaczęły się pytania. Jak pomóc?
- Kontaktowali się nasi współbracia z innych krajów oraz osoby związane z naszym sekretariatem misyjnym. I taka to historia, o tym, że warto być aktywnym. Bo różne inicjatywy jakie robimy od lat na rzecz misji mają teraz rezonans - mówi.
Jak na przykład wakacje z nauką języka obcego dla dzieci, organizowane od lat przez sekretariat misyjny.
- Ja sam się wychowałem na Kaszubach. Niedaleko od domu, werbiści mieli swój ośrodek... I tak to się zaczęło... A teraz my to robiliśmy jako symboliczny element naszych działań. Mała cegiełka do życia Kościoła...
Na jedne z takich kolonii przyjechała z Austrii jedna matka z dzieckiem.
- To było kilka lat temu. A teraz, kiedy wybuchła wojna ta pani zadzwoniła, prosząc o kontakt z sercanami na Ukrainie. Chciała posłać pomoc tam gdzie potrzeba. Skontaktowałem z naszym ojcem z Perszotraweńska.
Wkrótce potem pomoc pojechała. Były dwa tiry, potem busy. I tak kontakt się odnowił w okresie wojny.
- Potrzebowali magazyny w Polsce. Pomoc przywieźli z Austrii. I potem kolejny transport. A ja miałem w sercu takie poczucie, by coś zrobić więcej, by pomóc ofiarom wojny - mówi.
W domu zakonnym w Olsztynie przyjęli rodziny z Ukrainy. Sam pojechał tam, przed Wielkanocą. Z konwojem pomocy humanitarnej z Austrii. Do Perszotraweńska.
- Jak jechaliśmy to i niepewność była, ale bardziej zasiewali ją znajomi niż ja miałem w sobie.
Przejeżdżali w nocy przez Łuck, zaczęły wyć syreny.
- Włączane akurat prewencyjnie. Ale nigdy nie wiesz, co i kiedy. Punkty kontrolne, policja, obrona terytorialna. Zatrzymywali, aby sprawdzić. Dziesięciu facetów z karabinami. Trzeba się legitymować, otwierać pakę. Dojechaliśmy z całą pomocą. Prosili o wodę cukier. Potem jeżdżąc po Ukrainie zawsze przygotowywałem jakiś prowiant dla żołnierzy. Oni tam całymi nocami siedzą.
Tam gdzie mieszkali, parafia jest na uboczu wioski. Pomoc była dystrybuowana przez centrum wolontariatu.
- To było w budynku administracji. Dziesięć bardzo dynamicznych pań. Pełne inicjatywy. Tu duża liczba uchodźców wewnętrznych.
ks. Piotr ChmieleckiParafia pełni rolę magazynu pomocy humanitarnej.
- Nasze panie potrzebowały trzy minuty by rozpakować dary. Organizacja pracy: leki, odzież, pomoc dla uchodźców, dla żołnierzy z tej konkretnej z tej miejscowości. "To dla naszych chłopców, którzy nas bronią" - mówiły.
No i ludzie. Spotkania. Jak te z panem Anatolijem z Buczy.
- Jego dom rozpołowił pocisk. Albo małżeństwo z Mariupola... Kobieta miała taki martwy. Ludzie, którzy nie mają już do czego wracać. Nawet nie wiesz o co pytać takie osoby, którym wojna zabrała wszystko...
A potem wspólne święta.
- Przyprowadzili chłopaka ze wsi, żołnierza. Dostał jednodniową przepustkę. Stacjonuje w Żytomierzu. Jego jednostka jeździła do Charkowa, który cały czas masakrowany przez Rosjan. Taki kontrast świąt Wielkiej Nocy... Bo po ludzku, gdzieś z boku, czyhała śmierć... Ciężko było rozmawiać, zadawać pytania..
ks. Piotr ChmieleckiNajbardziej wzruszała wdzięczność.
- To, jak ludzie dziękowali Polsce i Polakom. Na słowo Polska to im się twarze rozpromieniały... - mówi.
Raz kobieta wyszła ze zburzonego domu.
- Powiedziała, że ich córka w Łodzi, że "Polska, jesteście super, zapraszamy na kawę". Pytam: "Czego potrzebujecie na wolontariacie?". Mówią, że pampersów dla dorosłych, bo dla dzieci tego pełno, ale dla dorosłych brak....
Przy punkcie kontrolnym usłyszeli wybuch.
- Chyba wyglądałem na przestraszonego. Andrzej mówi: "spokojnie, detonują miny". To były dni kiedy oczyszczano teren, z tego co Rosjanie po sobie zostawili. Dojechaliśmy do parafii. Na miejscu był ksiądz Tadeusz. Bez prądu, bez wody, bez ogrzewania. Sklepy zamknięte. "Jak funkcjonujecie?" "Dzięki pomocy humanitarnej" odpowiedział.
ks. Piotr ChmieleckiWięcej o Ukrainie i różnych akcjach pomocy organizowanej przez sercanów na: https://www.misjesercanow.pl/