Pan Jezus wyszedł z grobu jako pierwszy, ale nie czeka na paruzję – już teraz wyciąga z grobów tych, którzy za życia się tam znaleźli.
Ze zdjęcia spogląda łysiejący pan w okularach i z brodą. Bartolo Longo – tak się nazywał. Miły człowiek. Nie widać po nim mrocznej przeszłości. Ale co on w młodości przeżył, to strach pomyśleć. Zaczęło się w 1858 r., gdy podjął studia prawnicze w Neapolu. Włoskie środowisko akademickie było wtedy mocno ateizujące, przesiąknięte wpływami materialistycznymi. Wielu wykładowców manifestowało pogardę dla Kościoła. Bartolo szybko uległ tej atmosferze. Wstąpił do sekty spirytystycznej i zaczął parać się okultyzmem. Okazał się zdolnym adeptem, do tego stopnia, że sekciarski „antybiskup” zaproponował mu zostanie kapłanem szatana. Chłopak przystał na to i podczas bluźnierczej ceremonii oddał duszę diabłu. Przez półtora roku młody Longo realizował swoją „misję” – sprawował obrzędy parodiujące sakramenty Kościoła, urządzał seanse spirytystyczne i angażował się w organizację manifestacji antypapieskich, inspirowanych przez masonerię. Trwając w wykrzywionym mistycyzmie, praktykował wyniszczające posty. Miał diaboliczne wizje. Pewnego dnia, będąc bliski obłędu, miał wrażenie, że słyszy głos zmarłego ojca, który błagał go o powrót do Boga. Bartolo w samozachowawczym odruchu poszedł po ratunek do zaprzyjaźnionego profesora Vincenza Pepego. Ten, wstrząśnięty jego historią, zapytał wprost: „Czy chcesz umrzeć w obłędzie i zostać potępiony na wieki?”. „Nie!” – zawołał Longo.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak