Zmarła 23 marca w wieku prawie 85 lat Madeleine Albright, amerykańska sekretarz stanu w latach 1997-2001, której m.in. Polska zawdzięcza przyjęcie do NATO w 1999, w przededniu wybuchu wojny na Ukrainie zamieściła 23 lutego swój ostatni swój artykuł – opinię w „New York Timesie”. Tekst ten, zatytułowany „Putin popełnia historyczny błąd” dziennik przytoczył jeszcze raz, równo miesiąc później, już po śmierci jego autorki, jako swego rodzaju jej prorocze przesłanie i testament polityczny, dotyczący tej wojny.
Była szefowa dyplomacji Stanów Zjednoczonych wspomniała, że po raz pierwszy spotkała W. Putina w 2000 r. Był on wówczas prawie nieznanym na świecie politykiem. Ona sama chciała z jednej strony lepiej poznać tego człowieka, o którym było wiadomo tylko tyle, że pochodzi z kręgów KGB, z drugiej zaś chodziło jej o polepszenie stosunków z Rosją, które znacznie ucierpiały z powodu I wojny w Czeczenii (1994-96).
ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco]
Tak oto opisała swoje wrażenia z tamtego spotkania: „Byłam zdumiona, jak bardzo różni się on od swego poprzednika, pompatycznego Borysa Jelcyna. Podczas gdy Jelcyn przymilał się, wygrażał i pochlebiał, pan Putin mówił tak, jakby był wyzbyty z jakichkolwiek emocji. Nie korzystał z żadnych notatek, ale widać było jego determinację, aby wskrzesić rosyjską gospodarkę i zdławić ostatecznie czeczeńskich rebeliantów. W drodze do domu tak napisałam o nim w notatniku: «Mały i blady, taki zimny. Można by go prawie zaliczyć do gatunku gadów (almost reptilian)»”.
Przechodząc do sytuacji tuż przed wybuchem wojny, 22 lutego br. Albright określiła wypowiedzi Putina jako „szukanie pretekstu do inwazji… W ciągu ostatnich 20 lat, od czasu, kiedy się z nim spotkałam, wziął on kurs na odejście od wszystkich dotychczasowo postępów demokracji w swoim kraju, powracając do stalinowskich klisz. (W tym czasie) skupił on w swoich rękach cały polityczny i i gospodarczy potencjał kraju, podporządkowując sobie lub niszcząc potencjalnych oponentów i próbując odtworzyć rosyjskie panowanie w krajach byłego ZSRR. Tak jak każdy autokrata, uważa on bogactwo kraju za swoje, a każdą opozycję traktuje jako zdradę stanu. Choć wie, że Ameryka śledzi jego cynizm i chciwość, uważa, że «wszyscy kłamią, dlatego nie ma żadnej potrzeby, aby mówić, jak jest naprawdę»”.
Przewidując rychły wybuch wojny, M. Albright niejako proroczo wskazała na klęskę Rosji i że „(Putin) zamiast prowadzić swój kraj do wielkości, doprowadzi do tego, że najazd na Ukrainie okryje go hańbą. Jego kraj zostanie izolowany dyplomatycznie i sparaliżowany ekonomicznie. Stanie się także osamotniony, gdyż kraje zachodnie jeszcze bardziej zjednoczą się w oporze przeciw Rosji… Będzie to zupełnie inna sytuacja niż po aneksji Krymu w 2014 i wojna ta zakończy się dla Rosji klęską taką, jak w Afganistanie w latach 80. XX w.”.
Wracając do swojej charakterystyki prezydenta Rosji jako człowieka, była sekretarz stanu zauważyła, że „trzeba pamiętać, iż jego ulubioną dyscypliną sportową nie są szachy, ale dżudo. Możemy więc liczyć się z jego różnymi taktycznymi zagraniami i pociągnięciami, tak jak w tej walce. Do Ameryki i jej sprzymierzeńców będzie więc należało pozbawienie go tych szans przez m.in. zwiększenie gospodarczej i wojskowej pomocy dla Ukrainy”.
W kontekście obecnej wojny Albright scharakteryzowała także stosunki Rosja-Chiny. Wspomniała, iż w czasie swojego pierwszego spotkania z Putinem „tak określał on dania chińskie [które prawdopodobnie wówczas im podano]: «jakież to jest pospolite, to nie leży w naszej mentalności, która jest europejska. Rosja powinna być częścią Zachodu»”. Zdaniem autorki z biegiem lat te jego preferencje kulinarne, a także polityczne mogły się zmienić. Wyrazem tego była ostatnio deklaracja Putina i prezydenta Chin Xi Jinpinga w Pekinie 2 lutego o „świecie wielobiegunowym”.
Odnosząc się do tego stwierdzenia była szefowa dyplomacji amerykańskiej zauważyła, że „mocarstwa współczesne nie mają prawa dzielenia świata, jak to kiedyś czyniły mocarstwa kolonialne. Ukraina ma prawo do swojej suwerenności, niezależnie od tego, kto jest jej sąsiadem. We współczesnym świecie duże kraje to akceptują i tak też musi uczynić pan Putin. Jest to idea, za którą stoją wysiłki zachodniej dyplomacji. Pokazuje ona różnicę między światem zrodzonym przez prawo a tym, w którym nie ma żadnych praw” – zakończyła ten swój testament polityczny była sekretarz stanu USA.
Madeleine Albright urodziła się 15 maja 1937 roku w Pradze jako Marie Jana Korbelová. Przed wybuchem II wojny światowej jej ojciec Josef Korbel wraz z rodziną szukał schronienia w Belgradzie, gdzie przebywał jako dyplomata czechosłowacki. Po spędzeniu wojny w Wielkiej Brytanii w 1950 cała rodzina wyjechała do Stanów Zjednoczonych, gdzie M. Korbelová zdobyła wyższe wykształcenie. O swoim żydowskim pochodzeniu dowiedziała się już jako osoba dorosła. W maju 1959 poślubiła dziennikarza prasowego Josepha Albrighta, z którym miała trzy córki. Ich małżeństwo rozpadło się w 1983 roku. W latach 1997-2001 była sekretarzem stanu za prezydentury Billa Clintona.
Madeleine, czyli Magdalena, było francuską wersją czeskiego imienia Madlenka, nadanym jej przez babcię. Albright przyjęła nowe imię, kiedy rozpoczęła naukę w Swiss Boarding School. Znana była ze swoich broszek, które zakładała odpowiednio do każdej okazji. W czasie uroczystości związanych z marynarką amerykańską miała na sobie broszkę w kształcie kotwicy, a w czasie spotkania z prezydentem Iraku Saddamem Husajnem – w kształcie węża.
13 lipca 2009 roku otrzymała Krzyż Wielki Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej, a w maju 2012 – w USA Prezydencki Medal Wolności. Zmarła na raka 23 marca 2022.