Jej życie mogło się skończyć co najmniej dwukrotnie. Ale dostała szansę, którą wykorzystała.
Danka Skalska umierała na gruźlicę. Była ledwie pięciomiesięcznym dzieckiem, kiedy niepytana o zgodę musiała opuścić swój rodzinny dom i z rodzicami wyruszyć ze Lwowa. W podróż – jak sama mówi – „z Polski do Polski”. Przełom listopada i grudnia, szaruga zimowa, dwa tygodnie w odkrytych wagonach, trudno się dziwić, że przyszła choroba, która chciała zabrać maleńkie dziecko. Wówczas jej mama prosiła Boga: „Uratuj ją, proszę, przecież ona w życiu może tak wiele dobra zrobić”. Wiele lat później, gdy Danusia dowiedziała się o tej prośbie złożonej przez mamę Bogu, postanowiła, że musi jej dopełnić. – No więc tak staram się do dziś przez wszystkie lata wypełniać to mamine przyrzeczenie – mówi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Katarzyna Widera-Podsiadło