Myśl wyrachowana: Unoszenie się honorem może skutkować horrorem.
Teraz, gdy wybuchła regularna wojna, mamy prawdziwych uchodźców. Teraz o miłosierdziu chrześcijańskim nie będą nas musieli pouczać mędrcy z „Gazety Wyborczej”, a poseł pędziwiatr nie będzie musiał nas motywować do ofiarności, biegając wzdłuż granicy z ręcznym pakietem pomocy humanitarnej.
Polacy potrafią przyjmować tych, którzy naprawdę potrzebują pomocy, i odróżnić ich od „uchodźców” medialnych. My po prostu wiemy, a przynajmniej czujemy, kiedy ktoś nami manipuluje – a sterowany ruch migracyjny był od dawna elementem politycznej manipulacji.
Oczywiście ta manipulacja trwa, a teraz jeszcze przybierze na sile. Już objawiają się w sieci i poza nią tacy „patrioci”, którzy przypomnieli sobie, że Lwów był polskim miastem, Wołyń to „wciąż otwarta rana”, a Ukraińcy nie przeprosili. Znów ktoś będzie wyciągać Banderę i UPA i ktoś zechce się pochylić nad „wciąż otwartymi rachunkami krzywd” w relacjach z Ukrainą. Może nawet Chmielnickiego wyciągną, Żółte Wody, Korsuń i Batoh.
Podobne rzeczy grali już w 2014 roku. Sam wtedy usuwałem ze strony gosc.pl wpisy trolli, których dziwnie przybyło we wszelkich możliwych komentarzach. Ależ się oni troszczyli o naszą dumę narodową, o czystość etniczną, jakże wzdychali do czasów, gdy Rzeczpospolita sięgała od morza do morza.
Cel takich wrażliwców jest jasny – skłócenie nas jak tylko się da. Między naszymi narodami i między sobą. Na korzyść… a tam Putina. Diabła. To on, ten wirtuoz nicości, rozgrywa w otchłani partię pod tytułem „zguba człowieka”. Ostatecznie to jest zawsze jego sukces, gdy nie chcemy się pojednać i z serca przebaczyć. To on podsyca konflikty, on każe się unosić dumą i honorem, pamiętać krzywdy, a wszystko po to, żeby zniweczyć miłość. Żebyśmy w braciach widzieli ich pradziadków, wśród których byli tacy, co skrzywdzili naszych przodków. A nam ponoć „nie wolno o tym zapomnieć”.
Otóż wolno i nawet trzeba. Inaczej nigdy nie wyrwiemy się z tego przeklętego wiru odwetu, który wciąż i wciąż zasysa ludzi, miażdżąc im kości i zatracając dusze. Zemsta nie jest żadnym programem. Nie prowadzi do niczego poza chwilowym uczuciem satysfakcji, gdy ktoś „od nich” ma kłopoty w zamian za to, że ktoś „od nas” miał problemy z ich powodu. Programem jest Ewangelia – miłość, która nie zna wyjątków i nie zależy od tego, co kto nam kiedykolwiek zrobił czy czego nie zrobił.
Pojednanie jest w pierwszym momencie trudne, bo wymaga złamania własnego ego, ale już po chwili przynosi błogosławione skutki. Duch rewanżu działa odwrotnie: miło jest przez chwilę, a potem jest bardzo przykro.
Apostoł mówi: „Nie dawajcie miejsca diabłu”. Hodowanie pretensji i uraz jest dawaniem miejsca diabłu. Warto o tym pamiętać szczególnie teraz, gdy imperium kłamstwa na bazie starego zła próbuje wyhodować nowe.
Franciszek Kucharczak