Diabeł działa przez podsycanie głębokiego smutku w duszach wierzących.
Książka będąca rozmową Andrei Galliego z kardynałem Willemem Jacobusem Eijkiem, prymasem Holandii, nosi tytuł: „Bóg żyje w Holandii”. Rozmowa odbyła się jesienią 2019 r. w Utrechcie, opublikowano ją w 2020 r. w Mediolanie, a w Krakowie w 2021 r. (Wydawnictwo Esprit, tł. A. Zielińska). Książka jest próbą odpowiedzi na pytanie: co się właściwie stało i dzieje z Kościołem holenderskim i z samą Holandią? A pośrednio: z Kościołem europejskim i z samą Europą.
Tu dygresja. Jeden z najobrzydliwszych bolszewickich ideologów Anatolij Wasiljewicz Łunaczarski pisał w „Poczemu nielzia wierit’ w Boga”: „Religia jest jak gwóźdź: kiedy uderzysz w głowę, wbijasz go tylko głębiej. Potrzebne są obcęgi. Religię trzeba schwycić mocno, podważyć od spodu – nie trzeba jej bić z góry, ale wyciągać, wyciągać z korzeniami. To zaś można osiągnąć tylko naukową propagandą, przez moralną i artystyczną edukację mas”. Otóż właśnie. Czytając książkę Eijka, ma się wrażenie, że jest to traktat o holenderskich obcęgach. Ale kto dał je Holendrom do ręki i czym one były i są?
Galli: „Tuż po soborze nastąpił niewiarygodnie gwałtowny upadek Kościoła w Holandii”. Eijk: „W latach 1965–1975 liczba dominicantes spadła o połowę. Gigantyczna liczba odejść z kapłaństwa. Monstrualny rozwój narkomanii w całym państwie, prekursorska rola Holendrów w krzewieniu eutanazji i wspomaganego samobójstwa”. Galli: „W latach 80. XX wieku Amsterdam wrócił do pogaństwa”. Nigdy wcześniej kryzysu wiary o takiej skali i tempie nie widziano. Dlaczego?
Eijk tłumaczy to tak: kryzys Kościoła jest zawsze kryzysem wiary. Już w latach 1945–1960 istniał przerost struktur nad duchem, debaty nad modlitwą i dojmujący brak życia duchowego. Kościół holenderski był oparty na relacjach społecznych (sławetne „doświadczenie wspólnoty”), a nie na wierze. I okazał się zbyt słaby wobec radykalnych przemian kulturowych lat 60. XX wieku, które zmiotły go z niderlandzkiej depresji. Powojenny rozwój ekonomiczny i gwałtowny wzrost dobrobytu dały ludziom niezależność. „Każdy czuł się papieżem samego siebie”. „Wpłynęło to na rozwój kultury indywidualistycznej, która przerodziła się potem w hiperindywidualistyczną”, a „hiperindywidualista nie chce, aby przewyższał go jakikolwiek byt, jak rodzina, państwo, Kościół czy Bóg”. Indywidualiści tracili wiarę i gremialnie wychodzili z Kościoła.
Eijkowi wiarę dała parafia. Opowiada o rodzinie (nie chodziła do kościoła), o dziadku (socjalista, ateista), o ojcu (nie chciał chrzcić swoich dzieci, synowi zabraniał pójść do seminarium i zerwał z nim kontakt na wiele lat). W szkole katolickiej Willema uczono po powrocie z wakacji, do którego z nauczycieli nie mówić już „proszę księdza”, lecz „proszę pana”. Jako wikary był atakowany przez wiernych za głoszenie doktryny katolickiej. Teologia, którą uprawiano, chciała za wszelką cenę uczynić wiarę akceptowalną przez współczesnego „oświeconego” człowieka i prowadziła do „zatrważającego odpływu wiernych”. „Stałem się obiektem zaciekłych kontestacji. Doznałem też ataków ze strony samego Kościoła, kiedy mówiłem o kwestiach etycznych” (kardynał jest lekarzem i wybitnym specjalistą z bioetyki). „Jak księża mogą to wytrzymać?” – pyta Galli. Eijk: „Solidna, kompletna, wszechstronna formacja seminaryjna plus wierne przeniesienie dorobku formacyjnego w kapłańską codzienność plus regularny kontakt z kierownikiem duchowym”.
Oto, zdaniem Eijka, nauka dla Kościoła z przypadku Holandii: 1. Konieczna jest katecheza duchowa (uczy życia, modlitwy, osobistej relacji z Jezusem), a nie abstrakcyjna (sama wiedza). 2. Przekaz nauki Bożej musi być jednoznaczny, wierny Biblii i Tradycji, bez umizgów i koncesji na rzecz oświeconej mentalności indywidualisty. 3. Godna, porządna liturgia w parafii. Eijk jest naprawdę odważny: „Nieważne, na jaki natrafiamy opór, naszym obowiązkiem jest czynienie co tylko w naszej mocy, aby ludzie nie trafili do piekła”. Mówi też: „Diabeł działa przez podsycanie głębokiego smutku w duszach wierzących. Pragnie, aby zmniejszył się entuzjazm podążania za Jezusem, aby zmalały miłość i nadzieja. Przejąłem biskupstwo w Groningen. Przed katedrą grupa osób protestowała przeciwko mojej nominacji. Był pośród nich dominikanin. Było zimno, wiał silny wiatr i padał intensywny deszcz. W Holandii pozostali w Kościele ci, którzy wierzą, którzy się modlą, którzy mają osobistą więź z Chrystusem; każdego roku nawraca się w Holandii około pięciuset osób. To w większości przypadków wybór naprawdę osobisty, świadomy i poważny. Osoby te odkrywają Kościół”.
Bo z Chrystusem przegra nie tylko młot, lecz także obcęgi. •
ks. Jerzy Szymik