Poeta metafizyczny

W zeszłym tygodniu pożegnaliśmy Jarosława Marka Rymkiewicza. Przede wszystkim: Poetę; być może ostatniego z wielkich mistrzów, który z polszczyzny wydobywał to, co najpiękniejsze. Znakomitego znawcę i krytycznego piewcę kultury polskiej. Europejskiego formatu eseistę i myśliciela, którego „kot uczony czyta Sein und Zeit od końca”.

Gdy bierzemy do ręki „Zachód słońca w Milanówku” – najsłynniejszy zbiór wierszy Poety – uderza nas kontrast. Z jednej strony przyziemne sprawy ogrodu w małym miasteczku. A z drugiej strony – wzniosła metafizyka i tacy myśliciele, jak Heraklit, Pascal, Nietzsche, Husserl i Heidegger. Z jednej strony prosty rym i rytm, a z drugiej – nicość, istnienie, bycie i Bóg. Rzeczywiście, w koszu na śmieci rozgrywa się to, co najgłębsze i najważniejsze: „Ile istnień! i papierów! i nicości!” A w ogrodzie „idzie przygłup istnieniowy – przez istnienie”, który „to się zjawia a to znika”. Z kolei w lewkonii „pleni się istnienie”, a od obłoków „piana istnienia z nicości tu spływa”.

Co jest sednem metafizyki Poety? Sądzę, że rozciąga się ona między tym, co w jednym ze swoich esejów określił mianem „archaicznego daru”, a tym, co nazwał „tajemnicą świata”. Gdy Poeta wczuwał się w sposób myślenia dawnych Polaków (a miał do tego niezwykły talent), odkrył, że traktowali oni swoje życie i swoją wolność jako dar od Boga. Zgodnie z tym sposobem myślenia, „wszystko, każdy kawałek życia, był Dziełem Bożym, darem z Jego (dotykającej i urabiającej) ręki.” Z drugiej jednak strony, ów dar jest przesiąknięty śmiercią i nieprzenikliwością. Dlatego u Poety myślenie w kategorii daru przeplatało się z myśleniem w kategorii „tajemnicy świata”, która – „niedotykalna, niesłyszalna, niewidzialna, niedostępna” – towarzyszyła mu od narodzin do śmierci, i „będzie się też znajdować, kiedy mnie nie będzie”.

To napięcie między „Dziełem Bożym” a niemą „tajemnicą świata” wyjaśnia nam, dlaczego w obrazach Poety z Milanówka jest pokrzywa, czeremcha, sosenka, leszczyna, brzoza, śliwka, jaśmin, bluszcz, żaba, mysz, jeż, kret, gawron, kawka, kot i ich Pan zastępów, ale nie ma spontanicznej wiary księdza Jana Twardowskiego. W zamian za to jest konanie, śmierć i nicość. I wielki znak zapytania, i Bóg, który „gdzieś się chowa”.

„Nie wiem czy Bóg blisko czy daleko mieszka  
I gdzie – czy to do Boga prowadzi ta ścieżka”.

„Z krzywej brzozy ostatni żółty listek spada
I nikt nie wie – kto komu ten świat opowiada”.

Głęboko wierzę, że teraz „tajemnica świata” odsłoniła się przed Poetą. I doszedł on do Boga. Wszak, wraz z nocnym wędrowcem, Poeta wzywał wszystkich małych mieszkańców ogrodu, by poszli z nim razem do Boga:

„Chodź ze mną żabo i ty tam – trzynoga
Idziemy prosto – do naszego Boga

Chodź bury kocie i czeremcho szara
I jeż do Boga – też się stąd dojść stara

I jeż do Boga też ma swoje prawo
Za tajemniczą obecności sprawą”.

Wierzę, że Poeta jak „kot żółty poszedł na poszukiwanie / Zaniósł do Boga nasze zapytanie”. I teraz z Bożej perspektywy – wraz z Mickiewiczem, Słowackim i Leśmianem – patrzy na całe dzieje Polski, i na „Milanówek – we mgle prabytu”.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Wojtysiak