Od skrupułów gorszy jest brak skrupułów.
Sytuacje nadzwyczajne uzasadniają nadzwyczajne środki. Ale również z przyjętych środków wynika przekonanie o sytuacji, szczególnie gdy nie jesteśmy w stanie objąć wszystkich jej elementów. Zwalnia ruch na drodze, wszyscy zjeżdżamy na jeden pas – widocznie był wypadek. Policji jest dużo – więc musiał być spory. Tym bardziej jeżeli z daleka słychać i widać nadjeżdżające karetki i straż pożarną – widocznie są ofiary i trudno się do nich dostać!
Niemal zupełne zamknięcie kościołów (ograniczenie uczestnictwa wiernych do pięciu osób) na Wielkanoc 2020 roku było czymś wyjątkowym. Takie wyjątkowe środki tłumaczyć może wyłącznie zagrożenie ludzkiego życia. Choć jak się okazało, wtedy, wiosną 2020 roku, zagrożenie wyjątkowe nie było. Wzrosło znacznie w czasie drugiej fali pandemii, pół roku później. Nie chcę jednak pisać w tym miejscu o polityce sanitarnej, ale o towarzyszących jej reakcjach duchowych. Ciągle się zastanawiam, dlaczego – skoro zagrożenie życia z powodu koronawirusa ocenia się jako wyjątkowe (czyli znacznie przekraczające ryzyko, które niosą inne choroby, ruch drogowy czy wakacyjne kąpiele, także regularnie powodujące śmierć bardzo wielu ludzi), skoro ta ocena z kolei wpłynęła na życie religijne, a szczególnie liturgiczne – tak mało mówimy o sprawach ostatecznych? Ewangelia przecież wyjaśnia, że największe zagrożenie, przed jakim stoi człowiek, nie dotyczy zdrowia czy nawet życia. Zarazki „duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10,28). Śmierć jest przestrogą i przypomnieniem wagi naszej wolności. Kończy czas próby, jest „ostatnią bitwą chrześcijanina” oraz koniecznością, nie ewentualnością. Trzeba się do niej całe życie przygotowywać, starożytni już wiedzieli, że myślenie o niej jest początkiem filozofii. To dostateczny powód, by o niej nie milczeć. Tymczasem o tym, że rosnące zagrożenie powinno nas mobilizować do przygotowania do dobrej śmierci, słyszymy bardzo rzadko.
Obok nas w najlepsze rozwija się natomiast nowa religia – naturalistycznego doczesnego szczęścia. Ta nowa religia stoi w jawnej opozycji wobec chrześcijaństwa i wiary w życie wieczne. Tymczasem bez tej właśnie wiary – nie tylko jej uznawania, ale i wyznawania – prawo moralne nie ma żadnego sensu. Jest tylko ograniczaniem doczesnych możliwości. A namiętne pragnienie doczesnego szczęścia niewiele pozostawia miejsca na troskę o wieczne Ocalenie. Bo po co się o nie troszczyć? Skoro chcemy być nawzajem dla siebie dobrzy, skoro budujemy świat, w którym wszyscy będą zadowoleni – czemuż by Bóg, który jest doskonały, nie miał podobnie zabiegać o nasze szczęście wieczne? Przecież ono powinno być ukoronowaniem Praw Człowieka, bo człowiek nie powinien doświadczać cierpień, a już na pewno nie wiecznych, i jako takie szczęście wieczne nam się po prostu (tu umiarkowany naturalizm może zrobić małe ustępstwo) prędzej czy później należy! Ta nowa religia jest oparta na dokładnym odwróceniu obietnicy Zbawiciela, że jeśli najpierw będziemy się troszczyć o królestwo Boże, wszystko inne będzie nam dodane (por. Mt 6,33). Jeśli więc nie mamy ulec tej nowej mentalności, atakującej wiarę niczym gnoza pierwotne chrześcijaństwo – właśnie teraz, w czasie pandemii, trzeba powtarzać: memento mori i zachęcać wszystkich do modlitwy o dobrą śmierć, abyśmy mogli wejść do wiecznego królestwa. Trzeba tym bardziej, jeśli nadzwyczajna jest sytuacja, a nie tylko presja…
Choć presja rzeczywiście jest nadzwyczajna. Z debaty znikł zupełnie temat wykorzystywania szczątków ludzkich do produkcji szczepionek. To drugie tabu. Rok temu Zespół Bioetycznych Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski stwierdził jasno, że „technologia produkcji szczepionek firm AstraZeneca i Johnson & Johnson budzi poważny sprzeciw moralny” i nie należy „godzić się na szczepienie tymi preparatami”. Biskup Józef Wróbel wyjaśnił, że jeśli dochodzi do seryjnych szczepień (na przykład szczególnie odpowiedzialnych grup zawodowych) tymi właśnie szczepionkami – taka sytuacja tym bardziej zobowiązuje zaszczepionych, by „manifestować swój stanowczy sprzeciw” wobec instrumentalnego wykorzystywania nienarodzonych. Ten apel wzywa nas więc, by o tym mówić, a nie – by mówić przestać. •
Marek Jurek