Na świecie wzrasta wiedza o działalności Grupy Ładosia, każde spotkanie na ten temat pomaga ją przekazywać dalej, ale też pomaga nam w ustalaniu kolejnych faktów, bo ta historia jest wciąż odkrywana - mówi PAP Monika Maniewska, badaczka z Instytutu Pileckiego.
Maniewska wraz z brytyjskim historykiem Rogerem Moorhouse'em wzięła udział w dyskusji o Grupie Ładosia, która odbyła się we wtorek wieczorem w bibliotece Clapham Library w londyńskiej dzielnicy Clapham, przy okazji prezentowanej tam wystawy "Passports for Life" (Paszporty życia). Przygotowana przez Instytut Pileckiego wystawa pokazywana była w zeszłym roku w kilku innych krajach.
"Dzięki wystawie, która była pokazywana już w kilku krajach Europy, i dzięki temu, że przy tej okazji zawsze organizujemy jakieś spotkanie, czy to z Ocalonym, czy z historykiem, który opowiada o działalności Grupy Ładosia, widzimy, że coraz więcej ludzi poznaje tę historię. Także coraz więcej osób się do nas odzywa, opowiadając historie swoich rodzin, a nawet czasem znajduje gdzieś na strychu paszport kogoś ze swojej rodziny i teraz już wiedzą, że te paszporty nie były wystawiane przez konsula danego kraju latynoamerykańskiego, tylko efektem działalności Grupy Ładosia" - mówi Monika Maniewska.
Dodaje, że szczególnie pomocna okazała się publikacja Listy Ładosia po angielsku, co nastąpiło w lutym 2020 roku. "Ta wersja angielska najwięcej nam dała, bo skala odzewu mocno nas zaskoczyła. Otrzymaliśmy wiele nowych historii, dzięki którym mogliśmy nanieść wiele poprawek na Listę Ładosia. Mamy na niej ponad 1500 osób, których los jest nieznany i dzięki temu, że jest tak duży odzew, poznajemy nowe historie, mogliśmy dodać nowe osoby do listy, poprawić niektóre dane osobowe. W efekcie publikujemy teraz nową edycję Listy. Im więcej takich spotkań, tym większy rozgłos nabiera ta historia i nasze badania mogą iść do przodu" - podkreśla badaczka Instytutu Pileckiego.
Wyraziła też nadzieję, że w efekcie opowiadania na świecie o historii Grupy Ładosia instytut Yad Vashem przemyśli swoją decyzję i przyzna tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata wszystkim jej członkom, a nie tylko konsulowi Konstantemu Rokickiemu.
Roger Moorhouse, który obecnie pisze książkę na temat Grupy Ładosia, podkreślił, że to jedna z niewielu pozytywnych historii w mrocznych dziejach Holokaustu. Powiedział też, że jako historyka szczególnie pociąga go to, że ta historia nie jest jeszcze zamknięta i cały czas pojawiają się nowe fakty, więc to, co robi, nie jest opisywaniem na nowo znanej historii, lecz jej ciągłym odkrywaniem.
W 1941 roku, w Bernie polscy dyplomaci we współpracy ze środowiskami żydowskimi rozpoczęli tzw. akcję paszportową, której celem było ratowanie Żydów przed Holokaustem. Aleksander Ładoś, Stefan Ryniewicz, Konstanty Rokicki, Abraham Silberschein, Chaim Eiss, oraz Juliusz Kuhl - którzy tworzyli Grupę Ładosia - wystawiali fałszywe paszporty i poświadczenia obywatelstwa krajów latynoamerykańskich na nazwiska Żydów zagrożonych Zagładą. Była to szansa na internowanie tych osób oraz ewentualną wymianę na niemieckich jeńców wojennych, nie zaś transport do obozów śmierci.
Instytut Pileckiego, we współpracy z partnerami w Polsce i za granicą, prowadzi od kilku lat badania naukowe i kwerendy archiwalne na temat działalności Grupy Ładosia. Zaowocowało to m.in wydaniem w 2019 roku opracowania naukowego Listy Ładosia z nazwiskami ponad 3 tys. osób, dla których zostały wystawione paszporty.
Jak zaznacza Instytut Pileckiego, wysiłki badaczy nie tylko potwierdziły przebieg akcji paszportowej, lecz także dowiodły, że była to jedna z największych przeprowadzonych przez dyplomatów operacji ratowania Żydów z Holokaustu. Wskazuje również, że wyjątkowe było to, iż ratowali oni nie tylko Żydów polskich, lecz także obywateli innych krajów, m.in. Niemiec, Austrii, Holandii czy Czechosłowacji. Tak wielki zasięg operacji nie byłby możliwy, gdyby nie ścisła współpraca polskich dyplomatów i środowisk żydowskich, a to wyróżnia historię Grupy Ładosia na tle innych akcji pomocowych prowadzonych przez dyplomatów różnych państw w czasie Holokaustu - podkreśla Instytut Pileckiego.