Pod znakiem wielkiej niewiadomej w parlamencie Włoch rozpoczną się w poniedziałek wybory prezydenta kraju. Jedynym pewnikiem jest to, że pierwsze głosowanie nie przyniesie rozstrzygnięcia, bo ugrupowania nie porozumiały się w sprawie kandydata i nie wiadomo, na kogo będą głosować elektorzy. Wielu odda puste kartki.
Zorganizowana w warunkach rygoru sanitarnego procedura wyboru następcy Sergio Mattarelli na siedmioletnią kadencję rozpocznie się o godzinie 15.00. Wyboru dokonają deputowani, senatorowie i delegaci ze wszystkich regionów; łącznie ponad tysiąc osób.
Z powodu pandemii wprowadzony został system podziału elektorów na mniejsze grupy tak, aby na korytarzach i w sali obrad w Izbie Deputowanych nie tworzyły się długie kolejki do urn.
Do głosowań dopuszczono też elektorów zakażonych i skierowanych na kwarantannę w wyniku kontaktu z osobą zainfekowaną. Jest ich ponad 30. Nie mają wstępu do gmachu izby niższej, ale będą głosować w specjalnie przeznaczonym dla nich miejscu na pobliskim parkingu. Tylko tam mogą się udać z miejsca izolacji, w którym przebywają.
W trzech pierwszych głosowaniach wymagana jest większość dwóch trzecich głosów, a od czwartego już zwykła większość. Przy obecnym impasie politycznym wydaje się, że wybór nie zostanie dokonany w pierwszych dniach głosowań. Według wstępnych prognoz do przełomu może dojść najwcześniej w środę.
W wybranym w 2018 roku parlamencie żadne ugrupowanie nie ma zdecydowanej większości. Spór między blokami centroprawicy i centrolewicy w sprawie kandydata trwa do ostatniej chwili i to mimo że większość ich ugrupowań tworzy rząd zgody narodowej premiera Mario Draghiego.
Właśnie nazwisko obecnego szefa rządu jest od wielu miesięcy wymieniane najczęściej jako potencjalnego kandydata na prezydenta.
Koncepcja ta narodziła się blisko rok temu, gdy stanął on na czele gabinetu szerokiej koalicji. Już wówczas mówiono, że Draghi, były prezes Europejskiego Banku Centralnego zostanie premierem na krótko, by potem zastąpić prezydenta Mattarellę.
Wtedy nie przypuszczano jednak, że pandemia potrwa jeszcze cały rok, a Włochy po raz kolejny znajdą się w bardzo delikatnym momencie.
Sam Draghi milczy. Odmawiał ostatnio konsekwentnie odpowiedzi na pytania o swoją przyszłość i nadal nie wiadomo, czy zgodzi się kandydować.
Ale z takim rozwiązaniem wiążą się poważne obawy o stabilność rządu, gdyby go opuścił i przeniósł się do Pałacu Prezydenckiego. To premier jest, jak się zauważa, jedynym gwarantem trwałości koalicji, w której są tak odmienne programowo i dawniej skonfliktowane ugrupowania, jak centrolewicowa Partia Demokratyczna, prawicowa Liga, mocno niegdyś antysystemowy Ruch Pięciu Gwiazd i Forza Italia.
Perspektywa odejścia Draghiego z rządu postrzegana jest przez wielu polityków jako groźna dla utrzymania obecnej koalicji i szans na sprawną realizację reform i krajowego planu odbudowy, w ramach którego Włochy otrzymają z UE ponad 190 miliardów euro.
Trzeba zachować rząd Mario Draghiego w obecnym kształcie- powtarza wielu polityków koalicji. Lider Ligi Matteo Salvini oświadczył w niedzielę, że odejście premiera byłoby "niebezpieczne". Także przywódca Forza Italia, były premier Silvio Berlusconi ogłaszając w sobotę swą decyzję o tym, że rezygnuje z ubiegania się o urząd szefa państwa zaznaczył zarazem, że Draghi powinien pozostać na swoim obecnym stanowisku.
Przywódca centrolewicowej Partii Demokratycznej Enrico Letta zapowiedział zaś, że poprosi blok centroprawicy na czele z Salvinim o wyraźną deklarację w sprawie Mario Draghiego.
W sondażach nieco ponad połowa Włochów przyznała, że to jego chciałaby widzieć w Pałacu Prezydenckim.
W weekend w szeregach centrolewicy pojawiła się hipoteza kandydatury historyka, działacza katolickiego, założyciela wspólnoty Sant'Egidio Andrei Riccardiego. Jest blisko związany z Watykanem, napisał biografię św. Jana Pawła II.
Wszystko wskazuje na to, że w pierwszym poniedziałkowym głosowaniu przetestowane zostaną potencjalne kandydatury, wśród nich również Riccardiego.
Letta już ogłosił, że centrolewica wrzuci wtedy puste kartki; co zrobi centroprawica- jeszcze nie wiadomo.
W obliczu impasu cały czas w politycznych dyskusjach powraca kwestia ewentualnego pozostania 80-letniego Sergio Mattarelli na drugą kadencję i to mimo że wiele razy dawał on do zrozumienia, że nie ma takich planów.
Mattarella "to byłoby idealne rozwiązanie"- przyznał Enrico Letta.
Podsumowując obecną sytuację dziennik "La Repubblica" pisze w poniedziałek o dwóch stojących naprzeciwko siebie blokach i braku porozumienia. W gazetach podkreśla się, że wybory zaczynają się od chaosu i wielkiej niepewności.
Na razie, jak zauważa się w komentarzach, równie trudno przewidzieć, kto zostanie prezydentem Włoch, jak i to, kto wygra zbliżający się festiwal piosenki w San Remo.