„Tych miasteczek nie ma już, pokrył niepamięci kurz te uliczki, lisie czapy, kupców rój...”. Pozostały tonące w zieleni kirkuty i ohele cadyków. Paradoksalnie to miejsca pełne życia.
Każdego dnia człowiek powinien wychodzić z Egiptu – pamiętam o tej dewizie, gdy ruszam z Rymanowa, podkarpackiego miasteczka zdrojowego, w którym nauczali Menachem Mendel i Cwi Hirsz. Jadę śladem grobów cadyków: wielkich nauczycieli chasydyzmu. Te ohele, czyli murowane kapliczki, nie są rzeczywistością śmierci. W jorcajt, rocznicę odejścia cadyków do nieba, tętnią życiem. Wystarczy ruszyć do Lelowa czy Leżajska, by ujrzeć tłum mężczyzn kołyszących się nad nagrobkami i nucących pod nosem modlitwy. Z pokolenia na pokolenie przekazują opowieść o cudach, które dokonały się nad grobami „sprawiedliwych”. Kult cadyków jest żywy. Chasydzi ze Stanów Zjednoczonych i Izraela zgromadzeni wokół ohelu w Lelowie opowiadali o Dawidzie Bidermanie, jak gdyby zmarł wczoraj, a nie w 1814 roku…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz