Søren Kierkegaard, słynny duński myśliciel chrześcijański, pisał, że uświadomienie sobie tego, że Bóg stał się człowiekiem i wędrował po Ziemi Obiecanej, powinno budzić w nas „bojaźń i drżenie”. Czyż nie jest niesamowite to, że Bóg stał się kiedyś jednym z nas i że „człowiek, niemal taki sam człowiek jak inni, był Bogiem”?
25.12.2021 08:30 GOSC.PL
Najbardziej rozpowszechniony obraz wszechświata szacuje jego wiek na kilkanaście miliardów lat i średnicę jego widzialnej części na ponad dziewięćdziesiąt miliardów lat świetlnych. Już świadomość tych wielkości wywołuje drżenie. Pomyślmy jednak więcej. Otóż Stwórca tego ogromnego wszechświata wszedł weń w akcie Wcielenia. I jako człowiek zamieszkał przez kilkadziesiąt lat na małym skrawku Ziemi, czyli na małym skrawku jednej z planet Układu Słonecznego, który znajduje się w jednym z ramion jednej z co najmniej stu miliardów galaktyk. Czyż fakt ten nie wywołuje drżenia, od którego nie sposób wyobrazić sobie większego?
To, co najbardziej uderza we Wcieleniu, to pojednany kontrast między wielkością a małością. Absolutnie wielki Bóg stał się malutkim dzieckiem. Pan ogromnej czasoprzestrzeni przebywał w jej drobnym (zaniedbywalnie małym) fragmencie. Wszechmocny i Wszechobecny pozwolił się ograniczyć lokalnością. A „ręce, które stworzyły słońce i gwiazdy, były za małe, by dosięgnąć ogromnych łbów zwierząt” (G.K. Chesterton). Tak, ma rację cytowany pisarz, że „kontrast pomiędzy stworzeniem kosmosu i małym, lokalnym niemowlęctwem” stanowi nieustanne źródło zdumienia i podziwu.
Z drugiej jednak strony wspomniana lokalność Wcielenia zawsze wywoływała pytania i wątpliwości. „Czyż jednak naprawdę zamieszka Bóg z człowiekiem na ziemi?” – pytał Salomon, wiedząc, że „niebo i najwyższe niebiosa” nie mogą objąć Boga (2 Krn 6, 18). „Czyż nie jest On synem cieśli?” (Mt 13, 55) – z powątpiewaniem pytali mieszkańcy Nazaretu, widząc człowieka Jezusa, który dawał do zrozumienia, że jest Bogiem. Czy ma sens religia, która opiera się „jedynie na faktach” ograniczonych do „warunków czasu i miejsca”? – pytał jeden z największych myślicieli ludzkości, Immanuel Kant. Pytał, zapominając, że odpowiedź kryje się w imieniu, które nadano mu na chrzcie. Przecież Bóg, aby naprawdę być „Bogiem z nami”, aby zjednoczyć się jakoś z każdym człowiekiem, musiał przyjąć sposób życia, jaki dzieli każdy z nas. Musiał przyjąć ograniczenie czasu i przestrzeni, lokalność, zwykłość, codzienność, małość.
Joseph Ratzinger – Benedykt XVI pisał, że „tajemnica Boga polega na tym, że działa On bez rozgłosu. W wielkiej historii ludzkości stopniowo tylko buduje swoją historię. Staje się człowiekiem, tak jednak, że przez współczesnych sobie, przez miarodajne siły historii, może pozostać niezauważony”. Bóg stawia na to, co małe, a co w gruncie rzeczy „jest czymś naprawdę wielkim”. W ten sposób Bóg wchodzi do naszej małości, aby ją pociągnąć do Jego wielkości. Jak tłumaczył św. Tomasz z Akwinu, we Wcieleniu Bóg nie porzuca własnej wielkości, lecz przyjmuje do niej ludzką małość. „Żeby więc wszyscy ludzie – kontynuuje Tomasz – mieli łatwą drogę do Boga, postanowił Bóg stać się człowiekiem, aby nawet małe dzieci mogły myśleć o Bogu i kochać Go jako podobnego sobie, i tak wznosiły się stopniowo ku temu, co doskonałe.”
Stworzenie, wcielenie (wraz z odkupieniem) oraz wieczna szczęśliwość to najważniejsze etapy Bosko-ludzkiego dramatu. Owoców pierwszego z nich doświadczamy bezpośrednio na co dzień. Do owoców drugiego mamy dostęp przez wiarę. Na owoce trzeciego oczekujemy. Świętujmy Wcielenie, gdyż w nim stworzenie osiąga swą pełnię, a zadatek wiecznej szczęśliwości już jest nam dany.
Jacek Wojtysiak