Gdyby tylko znaleźli się chętni, to mieliby dokąd jechać - mówi KAI ks. Leszek Kryża TChr, dyrektor Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy KEP, wskazując na wciąż ogromne potrzeby tamtejszych wspólnot. Polscy księża i siostry, oprócz pracy duszpasterskiej, prowadzą ośrodki charytatywne dla dzieci i starszych, odwiedzają ludzi w przytułkach i pustostanach. Dziś obchodzony jest 22. Dzień modlitwy i pomocy materialnej Kościołowi na Wschodzie. Przed kościołami zostanie zorganizowana zbiórka do puszek.
KAI: I, oczywiście, zapewnienie wakacji przynajmniej części spośród najbardziej potrzebujących dzieci.
- Tak, ale nie tylko dzieci, bo – jak co roku – chcemy wesprzeć także wypoczynek młodzieży i dorosłych. To jest zawsze bardzo ważne wyzwanie, ale też dające nam wiele satysfakcji.
W tym roku miałem okazję być na kilku takich, nazwijmy to, turnusach, m.in. na Ukrainie. Widziałem radość dzieci, które mogły być razem, w gronie rówieśników. Z takim wypoczynkiem wiąże się radosna formacja duchowa, co jest bardzo istotne. Poza tym dla niektórych z tych dzieci – i nie tylko dzieci – to był czas, kiedy mogły się po prostu do syta najeść, i to trzy razy dziennie. W organizację tego rodzaju wypoczynku w dalszym ciągu będziemy się angażowali, bo widzę jak piękne owoce to przynosi. Niektórzy z uczestników takich turnusów wspominają dziś, że były to najszczęśliwsze doświadczenia ich dzieciństwa. Dlatego obecnie angażują się w przygotowywanie takich wakacji dla nowego pokolenia i wspierają pracę naszych kapłanów i sióstr.
KAI: Dla mieszkańców Ukrainy, ale też Białorusi dodatkowym źródłem niepokojów, poza niedostatkiem materialnym, jest zapewne niestabilna sytuacja polityczna. Dotyczy to zwłaszcza Ukrainy, na której terytorium trwa wojna, a coraz głośniej mówi się o kolejnych planach ekspansji ze strony Rosji…
- Tak. Myślę, że niepewność, jaką stwarza obecna sytuacja polityczna i to, co się dzieje na granicach, przekłada się na codzienne funkcjonowanie ludzi czy wspólnot parafialnych. Ludzie nie są pewni, co będzie dalej. Bardzo często pojawia się poczucie tymczasowości, zwłaszcza w rejonach przygranicznych, takich jak granica z Donbasem.
Miałem okazję być w tym regionie, niedaleko Mariupola w obwodzie donieckim, w ośrodku prowadzonym przez ludzi świeckich. Jest to coś w rodzaju rodzinnego domu dziecka. Ci ludzie wykonują tam ogromną robotę. Choć dom położony jest dwa kilometry od frontu i wyczuwa się dużą niepewność to jednocześnie jest tam, powiedziałbym, pełnia życia. To dowód na to, że pomimo wszystko można funkcjonować niosąc pomoc, zapewniając opiekę i dobrą atmosferę. Widziałem dzieci, które trafiły do tego domu z rodzin dysfunkcyjnych, albo takie których ojciec zginął na wojnie itd., a mimo to były zadbane, uśmiechnięte i rozwijały się pod każdym względem. To było budujące, choć dwa kilometry dalej jest linia frontu i sam, będąc w tym domu, słyszałem odgłosy wojny.
KAI: Inaczej wygląda sytuacja na Białorusi.
- Tak. Mam kontakt z naszymi rodakami, którzy mieszkają przy granicy ale od tamtej właśnie, białoruskiej strony. Dla nich jest to sytuacja absolutnie nowa: spotykają migrantów i uchodźców, gdzieś koło ich domów te grupy przemykają, przechodzą bądź są przewożone. Nigdy z takimi obrazami nie mieli do czynienia.
Jedna z Polek mieszkających przy granicy opowiadała z przejęciem o napotkanej matce z dzieckiem, która pomimo zimnej, późnojesiennej pory, na nogach miała tylko gumowe klapki. Dano im buty, żeby jakoś ich wesprzeć w tej wędrówce. Nasi rodacy opowiadają, że do pewnego momentu mają kontakt z tymi ludźmi, ale potem migranci wchodzą do strefy, do której nikt nie ma dostępu i niewiele wiadomo co się tam dalej dzieje. Takie sytuacje stawiają ludzi na Białorusi wobec różnych dylematów i pytań, co można zrobić i jak się zachować, żeby czuć się bezpiecznie ale też pomóc potrzebującemu człowiekowi.
Tak, to są sytuacje, z którymi także tamten Kościół się zmaga. Cieszy mnie, że grodzieńska Caritas już oficjalnie mogła zaangażować się w pomoc tym, którzy jej potrzebują. Ale to są wyzwania, z którymi zapewne będziemy się zmagać przez cały 2022 rok. Patrzę na tę sytuację z nadzieją, ufając, że obecny kryzys uda się załagodzić znajdując dobre rozwiązanie.
KAI: Jeśli chodzi o Kościół na Wschodzie, to wyzwań jest tak wiele, że zapewne każda para rąk jest wciąż na wagę złota?
- Zdecydowanie. Gdyby tylko znaleźli się chętni, to mieliby co robić i dokąd jechać. Myślę o księżach, siostrach zakonnych, świeckich. Szczególnie kapłani są „w cenie”, bo jest bardzo wiele parafii, które nie mają swojego duszpasterza. Owszem, niekiedy są to parafie małe liczebnie, ale jednocześnie bardzo ważne. Weźmy na przykład diecezję irkucką, tam bardzo potrzeba kapłanów bo są parafie, jak na przykład Pietropawłowsk Kamczacki czy Magadan, gdzie nie ma księdza na stałe. Tamtejszy biskup na pewno z największą radością przyjąłby kogoś, kto zdecydowałby się tam pracować. Oczywiście nie jest łatwo podjąć decyzję, żeby być duszpasterzem w takich warunkach, bo np. w przypadku Kamczatki, najbliższy ksiądz mieszka w odległości 2800. A takich miejsc jest dużo…
Niedawno był u mnie biskup z Azerbejdżanu i bardzo prosił o to, by ktoś z Polski wsparł kilku pracujących tam salezjanów, pomagając w duszpasterstwie, zwłaszcza wśród tamtejszych Polaków, których grupka współtworzy tamtejszy Kościół.
Gdybyśmy z kolei spojrzeli na Kazachstan, to jest tam wiele wspólnot nie posiadających swojego duszpasterza, każdy posługujący tam kapłan musi obsługiwać kilka punktów! Równie ważna i potrzebna jest posługa sióstr zakonnych. Działalność charytatywna, katechizacja, prowadzenie świetlic, przedszkoli, przygotowanie liturgii – to tylko niektóre z pól działalności sióstr. Jeśli chodzi o zapotrzebowanie personalne, to Kościół na Wschodzie jest wciąż otwartą księgą.