Oto nadchodzą dni – słyszymy w słowach rozpoczynających pierwsze czytanie w niedzielę, która wprowadza nas w Adwent, czas liturgicznego oczekiwania, a jeszcze bardziej w nasze przygotowanie do przeżyć uroczystości Bożego Narodzenia.
Owe dni w optyce proroka Jeremiasza miały być czasem, który jest przed słuchaczami. Żył na przełomie VII i VI w. przed Chr. Nie oczekiwał narodzin Jezusa, ale wybawienia i wolności. A przecież wybawienie kryje się w słowie „zbawiciel”. I w tym jesteśmy tożsami z tamtym prorokiem. U końca jego działalności doszło do totalnej katastrofy. Imperium babilońskie po raz drugi napadło na Judę i Jerozolimę. Świątynia została spalona, a babiloński król Nabuchodonozor po raz drugi deportował ludność. Mimo tego katastrofalnego kontekstu prorok się nie załamuje. Mówi o przyszłości: „W owych dniach i w owym czasie wzbudzę Dawidowi potomstwo sprawiedliwe… W owych dniach Juda dostąpi zbawienia, a Jerozolima będzie trwać bezpiecznie”. Łacińskie słowo adventus znaczy „oczekiwanie na to, co ma nadejść”. Jesteśmy dziś trochę podobni do proroka Jeremiasza w dziejowym kontekście niepewności, niepokoju, lęku. Ale trzeba nam się do niego upodobnić w nadziei i zaufaniu Panu Bogu. Jeremiasz umarł na wygnaniu, prawdopodobnie w Egipcie. Nie doczekał końca niewoli, ale ufał, że Bóg, Pan dziejów świata i jego narodu, sprawi, że nastąpi ostateczne wyzwolenie. Ono przekroczy doczesność. Przyniesie je oczekiwany zbawiciel. Okazał się nim Jezus Chrystus. On dokonał zbawienia, ale nie zamknął dziejów świata. Staliśmy się ludźmi kolejnego oczekiwania na wybawienie. Mówiąc współczesnym językiem: mamy bilet uprawniający nas do wejścia na konkretne wydarzenie. Zapewnił nam to Jezus Chrystus. Ale czy tam wejdziemy, zależy od nas. I to jest nowe imię Adwentu. To nie tylko czas oczekiwania na bliskie przyjście, ale także nasza postawa – czy będziemy potrafili czynnie włączyć się w to oczekiwanie oraz czy będzie to oczekiwanie na przyjście Pana Jezusa u końcu czasów. •
ks. Zbigniew Niemirski