Fotografują się w hotelach z kubkiem kawy w dłoni albo w trakcie robienia makijażu. Czasem zaznaczają, że zdjęcia są sponsorowane, a czasem nie. Czy działalność internetowych influencerów powinna zostać uregulowana prawnie?
Słowo „influencer”, oznaczające dosłownie kogoś, kto ma wpływ, nie doczekało się polskiego odpowiednika. Nie ma też takiego zawodu na liście Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Są za to setki osób, które usiłują zostać influencerami przez prowadzenie profili w mediach społecznościowych, i pewna grupa, której na takiej działalności udaje się zarabiać. – Influencer to osoba działająca w mediach społecznościowych, która dzięki swojemu zasięgowi jest w stanie oddziaływać na odbiorców, z którymi często jest w bezpośrednich relacjach – tłumaczy Joanna Adamiak, prezes agencji PR Face it! Na Facebooku, Instagramie i Tik-Toku nie brak kont, które obserwuje regularnie kilkadziesiąt tysięcy osób. Zdarzają się też znacznie popularniejsze. Jeśli właściciel takiego profilu zamieści fotografię, na której pokazuje, jak spędza idealny według niego wieczór, a przy tym ma w ręce szklankę napoju z widocznym logo, dla producenta napoju będzie to cenna reklama. Najpopularniejsi – ci, których liczbę internetowych fanów liczy się w milionach – mogą zażądać za takie zdjęcie kilku tysięcy złotych. Inni pokażą się w dobrym hotelu w zamian za darmowy pobyt w nim. Zdarza się jednak, i to nie tylko tym mniej znanym, że influencer pokaże się w klubie nie dlatego, że chce reklamować lokal, ale dlatego, że sam chce pokazać się jako bywalec modnych miejsc. Niejeden bierze też udział w akcjach społecznych. – Staram się przemycać na swoich kanałach mądre treści, angażuję się np. w promocję krwiodawstwa i akcje na rzecz domów dziecka. Na influencerze spoczywa duży ciężar – podkreśla Eliza Gwiazda, dziennikarka i aktorka, którą na Instagramie obserwuje 30 tysięcy osób.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jakub Jałowiczor