Papież Franciszek zdecydował, że kanonizacja bł. Karola de Foucauld odbędzie się 15 maja 2022 roku. Wraz z nim świętymi zostanie ogłoszonych pięć innych osób, o których kanonizacji papież zdecydował 3 maja br.
"Brat Karol jest symbolem dialogu, przyjaznych stosunków ze światem islamu, gdyż tego naprawdę potrzebujemy w naszych czasach" - powiedział w rozmowie z KAI o. Andrea Mondonico ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich (SMA), wicepostulator kanonizacji tego francuskiego zakonnika, wykłada w Centrum Badań Międzyreligijnych Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego. Wcześniej, 20 lat był misjonarzem na Wybrzeżu Kości Słoniowej.
Piotr Dziubak (KAI): Papież Franciszek ogłosił, że kanonizacja bł. Karola de Foucauld odbędzie się 15 maja 2022 r. Jego świętość ma także wymiar symboliczny, choćby dlatego, że jest osadzona w kontekście islamu.
O. Andrea Mondonico: I tak, i nie. Myślę, że ten „kontekst islamski”, o którym pan mówi, jest już nieaktualny. On jest świętym od poszukiwania woli Bożej. Kiedy przyjeżdżał do jakiegoś miejsca, mówił: „Tu pozostanę na zawsze". Ale po dwóch dniach stwierdzał: „Jeśli Pan będzie mi kazał iść dalej, jestem gotów wyruszyć". To ciągłe szukanie wykracza daleko poza świat islamu. W tym samym momencie to, o co pan pyta, jest jednak prawdą, ponieważ on spędził prawie całe swoje życie wśród muzułmanów. Dzięki temu staje się on symbolem dialogu, przyjaznych stosunków ze światem islamu, gdyż tego naprawdę potrzebujemy w naszych czasach. Myślę też, że spotkanie w Abu Zabi papieża Franciszka i imama Al Tayyeba w lutym 2019 było owocem duchowości Karola de Foucauld. W tym tkwią fundamenty dialogu dla nas katolików, chrześcijan i muzułmanów.
Być w świecie islamu: w jaki sposób my, chrześcijanie, powinniśmy dawać przykład, opierając się na świadectwie Brata Karola w krajach, do których nie jedzie się, żeby nawracać?
– Z historycznego punktu widzenia to my, chrześcijanie, przerabialiśmy meczety na kościoły. Wystarczy popatrzeć na piękne kościoły w Hiszpanii, które kiedyś były świątyniami islamskimi. Brat Karol przyznaje nam pełną rację w sprawie nienawracania. Żyjąc pośród innych przede wszystkim nie można bać się innego człowieka. Trzeba wejść w dialog z innym, trzeba go dogłębnie poznać. Kiedy znamy się, wtedy wiele murów, lęków upada. Trzeba poznać, jak w danej kulturze działa inna osoba, dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej. Trzeba próbować zbudować przyjacielskie relacje. To właśnie robił Brat Karol na pustyni w Tamanrasset. Przyjechał tam pełen misyjnych planów i celów. Chciał nawracać muzułmanów. Dopiero po pewnym czasie przekonał się, że to niemożliwe. Wobec tego zaczął uczyć się ich języków i zwyczajów. Nawiązywał z nimi kontakty i mówił: „Problem nawracania nie jest mój". Tym, który nawraca, jest Bóg. Ja mam być tylko znakiem Jego obecności. Moje życie ma być święte i ewangeliczne. Pan Bóg później powie nam, co mamy zrobić. Ja mam swoim życiem, pokazać, że Bóg jest miłosierny i jest to Bóg Jezusa Chrystusa z Ewangelii. Dialog jest właśnie kluczem do tego, żeby wejść w świat islamu. Dotyczy to także postawy islamu wobec nas.
Karol de Foucauld miał już 50 lat, gdy przebywał wśród Tuaregów i bardzo ciężko zachorował. Wcześniej jednak podzielił się z miejscowymi swoją żywnością. Czy to też jest sposób na przebywanie wśród innych?
– Jest to widzialny znak dialogu, kontaktu, braterstwa, które Bratu Karolowi udało się zrobić. Był rok 1907 – okres ciężkiej klęski urodzaju, ogromnej suszy, deszcz nie padał od kilku lat. I tym, co ma, dzieli się z dziećmi i z dorosłymi. Później nic mu nie zostaje do jedzenia. Zachorował na szkorbut. Był konający. Tuaregowie szukali na pustyni kóz, żeby mu przynieść trochę mleka ratując mu jednocześnie życie. Według mnie to pokazuje, że nie uważali go już za cudzoziemca. Mimo że nie był ich rodakiem, był traktowany jak jeden z wioski, ktoś, kto był częścią plemienia Tuaregów. Dam przykład, może trochę banalny. Jeśli zachoruje ktoś z mojej rodziny, będę robił wszystko, żeby mu pomóc, żeby go wyleczyć. Jeśli zachoruje jakiś obcokrajowiec, to jest to tylko ktoś obcy. Odmówię za niego „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Mario” i powinno wystarczyć. W przypadku bł. Karola, mimo różnicy kultury, języka przyjęli go jako członka rodziny.
Zapytam teraz w kontekście islamu i wielu innych religii: czy Bóg chciał, aby na świecie one istniały? Oczywiście dla Boga nie ma nic niemożliwego...
– Żeby On tego chciał? Bóg szanuje we wspaniały, nieskończony sposób wolność człowieka. Tym samym szanuje tę wolność w wymiarze duchowym, jego poszukiwania Boga. Każda religia to wędrówka człowieka w poszukiwaniu Boga, największej Prawdy. Jako chrześcijanie mówimy, że nie tylko my szukamy Boga, ale że także On nas szukał i przyszedł do nas. To jest to Boże dotknięcie, wartość dodana do ludzkich poszukiwań. Wszystkie religie wyrażają szukanie Boga, które On szanuje w swojej nieskończonej dobroci. Nie możemy przy tym zapominać, co na ten temat mówi Sobór Watykański II, że w innych religiach są ziarna prawdy. To one pomagają ludzkości w dotarciu do Boga i w Jego poznaniu.
Papież Franciszek w swoich podróżach zagranicznych wspominał o tym, że inne religie mogą nam, katolikom, dać też wiele dobrego.
– Oczywiście! Jestem też postulatorem Magdaleny od Jezusa, założycielki Małych Sióstr Jezusa. W jakiejś publikacji przeczytałem, że na początku swojego życia ona też mieszkała wśród ludzi na pustyni. Gotowała i uczyła przygotowywać jedzenie. Kiedy opuszczała to miejsce, jeden z muzułmanów powiedział jej: „Dziękuję ci, że nauczyłaś mnie, że moja wiara ma stać się gestem miłosierdzia wobec innych. My, muzułmanie, podkreślamy bardzo wagę wiary w Boga – wy, chrześcijanie, gesty miłosierdzia”. Jeśli my nauczymy się od muzułmanów mocniejszej wiary, wtedy oni na pewno nauczą się od nas miłosierdzia. Tego nauczył nas Jezus.
Zdarzało się już, i to niestety nie jeden raz, że osoby, które pomagały muzułmanom, były mordowane. Dotyczy to przede wszystkim duchownych katolickich. Takie bolesne sytuacje stają się dla niektórych, zwłaszcza polityków, powodem do odwetu.
– To nie jest powód, żeby budować mury. Niech każdy żyje u siebie. Oczywiście, że każdy najlepiej czuje się we własnym domu. Emigracja zawsze jest związana z wielkim ryzykiem i poświęceniem. Ludzie emigrują, żeby poprawić swoje warunki życia. Nie możemy podążać za myśleniem polityków. Praktykując miłosierdzie wobec drugiej osoby trzeba uważać na wszystko i być gotowym na wszystko. Trzeba być też gotowym na oddanie życia. Bł. Karol de Foucauld uczy nas, że nasze życie kształtuje się według wzoru życia Jezusa, który wszędzie czynił dobro i został ukrzyżowany. Jego śmierć na krzyżu stała się ofiarą dla Ojca i dla zbawienia świata. Na co dzień angażuję się w pomoc dla migrantów. Spotykam osoby niezrównoważone psychicznie. Wtedy za Bratem Karolem powtarzam sobie: „Już wcześniej ofiarowałem swoją osobę w służbie dla drugiego człowieka i to także może się zdarzyć”. Nikomu nie życzymy męczeństwa, ale to stanowi o darze życia, które składamy w ofierze Bogu.
Podobnie Karola de Foucauld zastrzelił małoletni złodziej.
– Rzeczywiście. Złodzieje włamali się do jego domu. Brata Karola strzegł uzbrojony nastolatek, który w pewnej chwili się przestraszył i pociągnął za spust, trafiając go w głowę. Karol zginął na miejscu. Kilka lat wcześniej powiedział: „Jeśli mam naśladować Pana we wszystkim, wykrzykując Ewangelię całym moim życiem, muszę być gotowy umrzeć jak męczennik, jak Jezus. Naśladowanie Pana nawet w chwili śmierci będzie aktem miłości, darem aż do ostatniej chwili mojego życia dla Pana i dla moich braci".
Ojciec wykłada na Uniwersytecie Gregoriańskim w Centrum Badań Międzyreligijnych. Będzie Ojciec prowadził seminarium o tym, co dobrego możemy znaleźć w islamie w świetle bł. Karola de Foucauld. Co Ojciec powie studentom, z których nie wszyscy są katolikami?
– Wśród studentów miałem już muzułmanów. Muszę przyznać, że byli bardziej zaangażowani w naukę niż ich katoliccy koledzy. Powiem im trzy proste rzeczy. Trzeba trzymać blisko siebie pisma i żywot Karola de Foucauld. Druga rzecz: dlaczego? Ponieważ wyraża w mich bardzo surowy osąd islamu. Surowo odnosi się może nie do swoich Tuaregów, ale do plemion marabuckich. To właśnie marabuci wykorzystywali Tuaregów. Następnym elementem do odkrycia w życiu codziennym na podstawie słów Brata Karola jest „przyjaźń ze wszystkimi". Ja też mam tutaj czterech przyjaciół, których mogę o wszystko zapytać, porozmawiać, wiem, że będą mnie wspierać. Będą ze mną zawsze szczerzy, bo to są przyjaciele, którzy kierują się sercem. Tylko tak można zbudować braterstwo i codzienną przyjaźń. Brat Karol bardzo mocno podkreśla aspekt codziennego braterstwa. To będzie też konkluzja naszego seminarium.
Kiedy poznał Ojciec dzieło Brata Karola? Czy zmieniło to w jakiś sposób Ojca życie?
– Jestem członkiem zgromadzenia misyjnego. Pierwszy raz dotarłem na Wybrzeże Kości Słoniowej w 1982 roku. Zostałem tam 20 lat. Przyjechałem tam pełen zapału. Później zrozumiałem, patrząc właśnie na Karola de Foucauld, którego dzieło znałem już wcześniej, że tu nie chodzi o bycie pełnym zapału. Oczywiście zapał jest ważny, żeby z ochotą głosić Ewangelię. Zrozumiałem też, że nie można mieć zapału do chrzczenia wszystkich za wszelką cenę, do tworzenia struktur. Najważniejsze jest bycie obecnym Ewangelią między braćmi Afrykańczykami, żeby również oni odkryli piękno życia chrześcijańskiego. Trzeba odejść od wizji misjonarza z XIX wieku, który budował, tworzył struktury, szpitale, drogi, ambulatoria, szkoły itd. Trzeba być misjonarzem obecnym Ewangelią, który swoim życiem pokazuje, że to jest właśnie chrześcijaństwo, którego oczekuje Pan. To Duch Święty zmienia serca, to Pan Jezus nawraca.
Karol de Foucauld przebywał na pustyni. Chyba nie bardzo miał, co i czym budować materialnie, lecz mógł to czynić tylko duchowo.
– Trzeba uściślić jedną rzecz. Brat Karol nie chciał albo może nie mógł budować, ale przede wszystkim chciał być blisko ludzi. Mówił, że Święta Rodzina nie zbudowała domów, kościołów ani ambulatoriów, ale była blisko ludzi. I ja też muszę tak robić. Kiedy Brat Karol znalazł się w Tamanrasset, zawsze pracował i starał się jak najbardziej pomagać Tuaregom. Owszem projektował drogi, zapraszał lekarzy, walczył z niewolnictwem i kolonizacją. Ale nic nie zbudował. To nas uczy, szczególnie dzisiaj, że poza małymi wyjątkami, państwa afrykańskie są w stanie same budować szkoły i szpitale. Musimy zmienić mentalność naszych misjonarzy. Nie mogę tam jechać w duchu XIX-wiecznego misjonarza, ale jadę tam w duchu Brata Karola. Chcę tam być blisko ludzi i dla ludzi. Jak błogosłwaiony Karol de Foucauld.