Izrael może wygrać rywalizację na Bliskim Wschodzie ramię w ramię z… krajami arabskimi. Jeszcze 50 lat temu taki scenariusz wydawał się bardziej fikcyjny niż rozpad ZSRR.
Wojna o niepodległość 1948–1949; wojna sześciodniowa 1967; wojna Jom Kippur 1973… Te określenia i daty każdemu żydowskiemu obywatelowi Państwa Izrael kojarzą się z jednym: z nieuznawaniem przez świat arabski prawa do jego istnienia. W każdej z tych wojen kraje arabskie stawiały sobie jeden cel: zniszczyć świeżo powstałe państwo żydowskie, uznawane przez nich za intruza i okupanta. Każda z tych wojen była wywołana przez arabskich sąsiadów Izraela, ale po każdej z nich to Izrael poszerzał stan posiadania, wygrywając z przeciwnikiem o wiele silniejszym. Dopiero z czasem kraj stał się potęgą militarną i gospodarczą, z którą nie tylko nie warto zadzierać, ale z którą można nawet zawierać nieformalne, taktyczne sojusze przeciwko wspólnemu wrogowi – Iranowi oraz – dziś coraz bardziej – Turcji. Efekt tej ewolucji jest taki, że obecnie realnymi arabskimi wrogami Izraela są głównie Palestyńczycy. Świat islamu nie jest już zatem jednomyślnie zdeterminowany, by sprawy palestyńskiej bronić do upadłego. Na tym poligonie pozostały Iran i Turcja, a z krajów arabskich – praktycznie tylko Liban (głównie ze względu na proirański Hezbollah), Syria oraz Katar, który nie kryje swojego wsparcia dla palestyńskiego Hamasu (niechętne porozumieniom z Izraelem były i są również Kuwejt czy Algieria, ale te kraje nie grają pierwszych skrzypiec w Lidze Państw Arabskich). Pozostałe państwa arabskie postawiły albo na neutralność, albo na taktyczny, nieformalny sojusz z Izraelem, albo na otwarte partnerstwo polityczne i gospodarcze. Niedawno minął rok od podpisania pod patronatem USA tzw. porozumienia abrahamowego, które było postawieniem kolejnego kroku w budowie tego niewyobrażalnego jeszcze pół wieku wcześniej sojuszu żydowsko-arabskiego. Po roku można powiedzieć, że „abraham” sprawdza się bardzo dobrze.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina