Nigdy publicznie o tym nie mówiłam i nie pisałam. To niezwykle intymne. Beatyfikacja jednak to czas szczególny i niejako obliguje do opowiedzenia rodzinnej historii, wypowiedzenia swoistego świadectwa.
Prymas Tysiąclecia to dla mnie postać ogromnie ważna, niemal kształtująca moje życie. Nie miałam nigdy wątpliwości, że jest świętym. Wyrastałam w poczuciu, że właśnie on mnie prowadzi i błogosławi. Jak dobry ojciec i patron. I to była taka świadomość gdzieś ponad analizy rozumu. To, że Stefan Wyszyński jest w niebie i mną się opiekuje, było prawdą niewypowiedzianą, a tak naturalną i pewną jak powietrze.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.