Tak się składa, że data beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia (12 IX br.) zbiega się z oficjalną datą stulecia urodzin Stanisława Lema. Czy można zestawiać duchowego ojca naszego narodu z wybitnym pisarzem science fiction? Dzieli ich niemal wszystko. Jednak Lemowska diagnoza współczesnego społeczeństwa sprawia, że aktualność moralnego przesłania Prymasa staje się jeszcze bardziej wyrazista.
07.09.2021 15:52 GOSC.PL
W naszym zestawieniu zacznijmy od ewidentnych różnic. Trzy z nich uważam za kluczowe: różnica perspektywy, różnica światopoglądu i różnica powołania.
Stanisław Lem – swymi zainteresowaniami i pasjami – żył w perspektywie przyszłości. Tym, co robił i co przyniosło mu światowy rozgłos, było fantazjowanie na temat tego, co się z nami stanie, gdy rozwój nauki i techniki przekroczy znane dotąd ludziom granice. Według niego kluczem do zrozumienia człowieka są jego możliwości technologiczne – możliwości, które generuje i którym podlega. Przeciwnie Stefan Kardynał Wyszyński. Żył on przeszłością. Przeszłością w tym sensie, że według niego wszystko to, co dla nas najważniejsze, już się stało. „Sprawa Chrystusowa” stała się dwa tysiące lat temu i trwa do dziś. W jej perspektywie należy więc rozpatrywać nasze obecne sprawy. Ona jest kluczem do naszego człowieczeństwa. Oczywiście, Kardynał doceniał przyszłość, a Lem przeszłość (obaj czuli się świetnie w łacinie i nie rozstawali się z Sienkiewiczem). Kierunek ich życia i myśli był jednak przeciwny.
Z kwestią perspektywy wiąże się kwestia światopoglądu. Lem, niedoszły lekarz, był scjentystą. Jego obraz rzeczywistości i człowieka wyznaczały przede wszystkim nauki o przyrodzie. Jego świat to z jednej strony przede wszystkim świat atomów i cząstek elementarnych, a z drugiej strony – przede wszystkim świat maszyn, robotów i komputerów. W tym kontekście człowiek wydaje się w gruncie rzeczy tylko (lub niemal tylko) spójnym zestawem części biologicznych, które można (lub będzie można) dowolnie wymieniać, także przez (coraz bardziej wyrafinowane) części sztuczne. A ponieważ naszą najważniejszą częścią jest mózg, przyszłość ludzkości prawdopodobnie wyznaczy „cerebromatyka”, dzięki której sztucznie sterując ludzkim mózgiem, będziemy sterować ludzką świadomością.
Oczywiście, światopogląd Prymasa był całkiem inny. Nie negując wartości wiedzy naukowej i potencjału techniki, wierzył on głęboko, że świata i człowieka nie można w żaden sposób sprowadzić do wymiaru fizycznego oraz że wymiar duchowy i osobowy – osadzony w samym Bogu – jest dla całości rzeczywistości najważniejszy. Co więcej, miał on niezwykle wyraźne wyczucie nadprzyrodzoności. Nie tylko rozumiał sprawy Boże, ale i żył nimi. Gdy się czyta jego pisma, ma się wrażenie, że Matka Boża była mu dosłownie tak bliska, jak własna matka. Gwoli sprawiedliwości odnotujmy, że Lem dostrzegał znaczenie religii (podobno kilkakrotnie rozmawiał z abp. Karolem Wojtyłą) i wagę problemów metafizyczno-teologicznych, których parafrazy pojawiają się w jego tekstach. Nigdy jednak nie wszedł na drogę wiary, gdyż głos lub kod Transcendencji wydawał mu się niepewny czy „nazbyt lakoniczny”.
I różnica trzecia. Choć obaj z zamiłowania byli wnikliwymi socjologami (Prymas studiował nauki społeczne), inaczej widzieli swoje zadania. Lem był teoretykiem, który (poza rygorami akademickimi i w formie beletrystycznej) krytycznie analizował społeczeństwo i prognozował jego wygląd w przyszłości. Kardynał Wyszyński natomiast to głównie praktyk, który swoje zadanie upatrywał w budowaniu dobrych więzi społecznych mogących stanowić zaporę przed moralnym, kulturowym i politycznym złem. Owo zło uobecniło się za jego życia przede wszystkim w komunizmie. Jeśli patrzeć na Prymasa z perspektywy z historii politycznej, to był on jednym z największych w dziejach strategów i dowódców na froncie duchowej walki z komunizmem. Można śmiało powiedzieć, że gdyby nie jego mądrość polityczna i zmysł społeczny, gdyby nie jego inicjatywy wspólnototwórcze oraz program i trud cierpliwej pracy formacyjnej (owocującej – wyśmiewanym przez naiwnych intelektualistów – pogłębionym katolicyzmem masowym, bez którego nie byłoby masowej „Solidarności”), najazd komunistów na Polskę skończyłby się unicestwieniem jej tkanki kulturowej.
Teoretyczna postawa Lema sprawiała, że choć już za czasów PRL-u wyraźnie krytykował komunizm, czynił to w sposób alegoryczny, a jego udział w opozycji był sporadyczny. (Np. potrafił odmówić intratnemu zaproszeniu ze strony dygnitarza partyjnego na pochód pierwszomajowy). Jego opowiadania z lat, gdy internowany Prymas pisał swe „Zapiski więzienne”, noszą ślady socrealizmu. Lem stwierdził później ze wstydem, że był wtedy, jak „gąbka wsysająca podsuwane postulaty”. Nie wchodząc w dociekania nad jego motywacjami z mrocznych czasów stalinizmu, warto przypomnieć, że marksizm należy do rodziny ideologii Postępu. Głupotę i zło tej ideologii Lem musiał jednak szybko rozpracować. Czymże jest bowiem Postęp oparty na przemocy oraz radykalnej inżynierii społecznej wobec samorzutnego Postępu techniki?
A czy Postęp techniczny i Postęp sam w sobie jest wartością bezwzględną? Tutaj dochodzimy do najważniejszego punktu styczności między obu myślicielami. Otóż Lem zauważał, że teoretycy Postępu „nie proponują żadnego kodeksu wartości trwałych”, poza zasadą: „maszyna idzie, więc należy wszystko robić, żeby maszyna szła dalej.” W ten sposób wartością naczelną, która „rodzi zapaść wartości autentycznych”, staje się we „wszechułatwienie”. Do czego prowadzi owo „wszechułatwienie”, świetnie pokazuje „Kongres futurologiczny”. W powieści tej Lem przedstawia na dwóch planach – teraźniejszym i przyszłym – trzy rysy współczesnego społeczeństwa: konsumpcjonizm, seksoholizm lub seksocentryzm (gdzie seks, w swych różnych odmianach, „stał się wiarą”) oraz manipulację świadomości. Ta ostatnia – czy to w formie Lemowskiej „psychochemii”, czy to w formie projekcji medialnej, czy wreszcie w formie „zwykłych” uzależnień – odrywa człowieka od rzeczywistości. W takim świecie ułudy i antywartości człowiek staje się zagubiony, traci wolność i tożsamość. Taki świat musi się wcześniej czy później zawalić, zostawiając tylko pustkę i cierpienie.
Powyższa diagnoza jest zbieżna z moralnym przesłaniem Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Gdy w Jasnogórskich Ślubach Narodu pisał w imieniu Polaków, że „przyrzekamy wypowiedzieć walkę lenistwu i lekkomyślności, marnotrawstwu, pijaństwu, rozwiązłości”, diagnozował tak w tradycyjnym języku nie tylko „nasze wady narodowe”, ale także współczesne wady cywilizacyjne. Niegdyś walka z tymi wadami była częścią naszej walki z komunizmem. Dziś komunizm został zastąpiony przez masową antykulturę moralnej łatwizny, wraz z ideologiami, które ją wspierają. Jeśli owej antykulturze nie przeciwstawimy masowego wysiłku moralnego, ludzkość będzie skazana na regres.
Beatyfikacja Prymasa Tysiąclecia to nie tylko święto polskich katolików. To także ważny znak dla wszystkich tych, którzy krytycznie patrzą na moralną kondycję współczesnej cywilizacji i szukają przewodników dla jej moralnej odnowy. Warto uczyć się zarówno od wielkich mistrzów duchowości, jak i od przenikliwych diagnostów współczesności.
Jacek Wojtysiak