W anonimowość w internecie dzisiaj mogą wierzyć chyba tylko dzieci. O tym, że surfując, komentując, lajkując czy po prostu przeglądając kolejne strony WWW, zostawiamy internetowym gigantom ogromne zbiory informacji o sobie, powinien wiedzieć każdy.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której staramy się o kredyt w banku i z jakiegoś powodu go nie dostajemy. Zgodnie z prawem bank ma obowiązek poinformować klienta, dlaczego podjął taką decyzję. Nie jest jednak łatwo taką informację uzyskać. Po kilku próbach, po powołaniu się na istniejące prawo, bank w końcu ustępuje, a w dokumentach znajduje się informacja, że odmowa jest wynikiem… zdrady małżeńskiej. Bank to wie, a w zasadzie może wiedzieć, albo jeżeli kupi pakiet informacji o konkretnej osobie od brokera danych handlującego z jakimś popularnym portalem społecznościowym, albo jeżeli dokładnie analizuje strukturę wydatków tej osoby. W rzeczywistości zgodnie z prawem banki nie mogą podejmować decyzji kredytowych na podstawie takich danych. Ale nie wiadomo, czy tego nie robią, bo mogą mieć dostęp do informacji bardzo prywatnych. Bank może dojść do wniosku, że małżeństwo z kłopotami jest gorszym klientem niż takie, które żyje w zgodzie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek