Przesłanie Światowych Dni Młodzieży w Częstochowie jest wciąż aktualne.
Do dziś pamiętam słowa młodziutkiej dziewczyny ze Lwowa, która nie mogła się nadziwić, jak to jest możliwe, że my, w Polsce, tak swobodnie wyznajemy swą wiarę w Boga, razem się modlimy, śpiewamy hymn „Abba, Ojcze”, podczas gdy w jej kraju jest to wciąż zakazane, a kościoły pozamieniane są w magazyny meblowe.
Nie zapomnę też szczerego wyznania studenta z Rosji, który podkreślał, że „przyjechał do Częstochowy po wiarę” i ma nadzieję, że „dostanie ją od polskiego papieża”, a później „zawiezie ją do domu rodzicom”. Takie właśnie tematy poruszali pielgrzymi ze Wschodu (było ich 100 tysięcy!) podczas Światowych Dni Młodzieży w Częstochowie, dokładnie trzydzieści lat temu. W ramach przygotowań opiekowałam się wówczas jedną z grup rosyjskojęzycznych jako tłumaczka, stąd mogłam namacalnie doświadczyć, jak bardzo moi rówieśnicy z krajów byłego ZSRR zostali dotknięci ateizmem i jak wielką pustkę duchową przez to odczuwali. Jan Paweł II, z którym spotkali się na Jasnej Górze, był dla nich niemal objawieniem. Zyskali radość, nadzieję i pewność, że – jak mówił do nich papież po rosyjsku – „spotkali Chrystusa, który jest Prawdą każdego człowieka i wszystkich ludzi”.
Także dla mnie, wtedy początkującej studentki filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim, było to mocne przeżycie. Po raz pierwszy mogłam doświadczyć Kościoła powszechnego. Wtedy rozpadła się wieża Babel. Mimo różnych języków i kultur czuliśmy się wszyscy ze sobą zjednoczeni – właśnie wiarą. Gdy papież wypowiadał słowa: „Nie popadajcie w przeciętność, nie ulegajcie dyktatom zmieniającej się mody, która narzuca styl życia niezgodny z chrześcijańskimi ideałami, Chrystus wzywa was do rzeczy wielkich!” – czuliśmy, że naprawdę przemawia do nas w imię Jezusa Chrystusa. Nie zapomnę też charakterystycznego zwrotu Ojca Świętego: „Drodzy młodzi przyjaciele!”. Trawestacja ta kierowała od razu myśli ku Mickiewiczowskim strofom „Ody do młodości”: „Razem, młodzi przyjaciele! Choć droga stroma i śliska…”. Przyjmowaliśmy to wszystko tak żywiołowo, że papież w końcu powiedział z właściwym sobie poczuciem humoru: „Moi drodzy, radością też można się zmęczyć! Idźmy do liturgii”. Tamte dni minęły bezpowrotnie, ale ich treść i przesłanie wciąż są aktualne. •
Milena Kindziuk