„Odszedł bojownik o sprawiedliwość i symbol niezwykłej odwagi. Jego życie i męczeńska śmierć będą latarnią dla wszystkich walczących o prawa człowieka” – napisał o zmarłym 5 lipca ks. Stanie Swamym ordynariusz Ranchi, abp Felix Toppo. To właśnie w tym mieście, stolicy stanu Jharkhand, mieszkał i pracował uwięziony przez władze Indii jezuita.
„Z niecierpliwością czekamy na sprawiedliwość i uczciwą rozprawę, podczas której prawda wyjdzie na jaw, a fałszywe zarzuty zostaną oddalone” – powiedział z kolei kard. Oswald Gracias, arcybiskup Bombaju i przewodniczący Konferencji Biskupów Katolickich Indii. „Jego śmierć nie pójdzie na marne. Pojawi się więcej osób mówiących wprost o złu, jakie dzieje się w Indiach” – zapewnił działacz na rzecz praw człowieka, jezuita ks. Cedric Prakash.
„Jestem gotów zapłacić cenę, jakakolwiek by ona nie była” – napisał w ostatniej wiadomości z więzienia ks. Stan Swamy. W przejmującym liście skierowanym do swoich współbraci podkreślił, że niesprawiedliwość, która go spotkała, nie jest czymś wyjątkowym, nie dotyczy tylko jego. „To szerszy proces, który dzieje się w całym kraju – pisał ks. Swamy. – Wszyscy jesteśmy świadomi, że wybitni intelektualiści, prawnicy, pisarze, poeci, aktywiści, liderzy studenccy – wszyscy oni trafiają do więzień tylko dlatego, że mieli odwagę wyrazić swoją niezgodę na niesprawiedliwość...”.
Jezuita trafił do aresztu w Bombaju osiem miesięcy temu. Oskarżono go o wspieranie maoistycznych rebeliantów, wywoływanie niepokojów i próbę obalenia rządu. „Tak naprawdę chodziło o to, że zakonnik głośno mówił o niesprawiedliwości, z jaką spotyka się na co dzień ludność plemienna Indii. Czarę goryczy przepełnił jego protest w związku z aresztowaniem 3 tysięcy przedstawicieli tychże ludów, którzy buntowali się przeciwko wyprzedaży ich ziem i dlatego zostali określeni przez władze mianem maoistycznych rebeliantów” – wyjaśnia John Dayal, dziennikarz i działacz na rzecz praw człowieka z New Delhi, który od lat, podobnie jak ks. Swamy, otwarcie mówi na temat niesprawiedliwości popełnianych przez rząd Indii.
Zdaniem publicysty państwo z zimną krwią postanowiło pozbyć się jezuity i jemu podobnych, którzy mieli odwagę wyrazić swój sprzeciw. „Czy ogólnoświatowa żałoba po śmierci ks. Stana, chyba większa niż po odejściu znanego przywódcy politycznego czy gwiazdy sportu, da do myślenia gabinetowi Narendry Modiego? Czy politykom przyjdzie do głów, że poprzez swoje działania ograbiają Indie z człowieczeństwa i szacunku, jakim kiedyś darzono w tym kraju konstytucję i prawa człowieka?” – pytał retorycznie w felietonie dla UCA News John Dayal. Jego zdaniem osoba schorowanego jezuity już na zawsze pozostanie lustrem dla rządu, szczególnie dla jego polityki skierowanej przeciwko obywatelom Indii, zwłaszcza ubogim i zmarginalizowanym.
W pamięci Hindusów pozostanie także sposób, w jaki władze potraktowały schorowanego zakonnika. W więzieniu, gdy stan jego zdrowia systematycznie się pogarszał, cierpiący na chorobę Parkinsona jezuita potrzebował pomocy współwięźniów w wykonywaniu codziennych czynności. Od personelu nie mógł spodziewać się najmniejszej pomocy, nie otrzymał nawet kubka na wodę, o który prosił i którego potrzebował, ponieważ zwykłych naczyń nie mógł już utrzymać w trzęsących się dłoniach.
Sąd w Bombaju zlitował się nad nim dopiero w ostatnim czasie, gdy więzień zaraził się koronawirusem. Sędzia postanowił przenieść go do szpitala, gdzie ks. Swamy zmarł podłączony do respiratora. Do samego końca pozostał pogodny, nie poddawał się i nie narzekał na swoich prześladowców. „Jestem jak wolny ptak, który śpiewa nawet za kratami” – pisał w jednym z ostatnich listów do swoich współbraci.
Łukasz Sośniak SJ