Wielu świętych żyje dzisiaj w naszym Kościele. Ważne, żebyśmy nie wystawili ich świadectwa za bramy, a sami nie posnęli.
W jednym z ostatnich listów święta Katarzyna Sieneńska pisała do swojego spowiednika Rajmunda z Kapui: „Gdy nastaje godzina tercji i wstaję na Mszę Świętą, mógłbyś zobaczyć, jak żywy trup kobiecy idzie w kierunku świętego Piotra i wchodzi tam, aby trudzić się w łodzi świętego Kościoła”. Zmarła w wieku 33 lat. Prawie wszystkie te lata spędziła na walce o czystość Kościoła Chrystusowego.
Zazwyczaj to rybacy trudzą się w łodzi. Łódź Piotrowa nie jest tutaj wyjątkiem, choć w historii Kościoła znamy także niewiasty zaangażowane zarówno w ewangelizację świata, jak i w reformę kościelnych instytucji. Ta niepiśmienna córka sieneńskiego farbiarza była jedną z wielu świętych kobiet, które na równi z mężczyznami podejmowały trud odpowiedzialności za Kościół. Między innymi to dzięki jej modlitwom i prośbom papież Grzegorz XI powrócił z Awinionu do Rzymu. Nie ograniczała się jednak tylko do modlitw. Kościół był jej wielką miłością i gotowa była podjąć każdy trud, aby przywrócić mu nieskalane oblicze. Przed śmiercią powiedziała: „Opuszczając ciało, strawiłam zaprawdę i dałam życie w Kościele i za Kościół święty, co jest dla mnie szczególną łaską”.
Listy dyktowane przez nią do kardynałów i samego papieża są tego najlepszym świadectwem. Jej gorliwość czasem trudno naśladować. Katarzyna zwraca się do papieża Grzegorza XI: „A ja cię proszę, Ojcze Święty, w imię Chrystusa Ukrzyżowanego, nie bądź bojaźliwym dzieckiem, lecz odważnym mężczyzną”. Jeszcze surowiej upomina trzech włoskich kardynałów: „Nazwę was ojcami, gdy porzucicie śmierć i powrócicie do życia. Jak na razie widzę, że porzuciliście życie łaski i jesteście członkami odciętymi od głowy”. Ta chorowita i wątła kobieta, gdy stawką była świętość Kościoła, stawała się bardziej waleczna i jednoznaczna niż niejeden mężczyzna.
Podobno, gdy podczas nieszporów wpadała w głęboką ekstazę i pozostawała w tym stanie zbyt długo, bracia dominikanie, którzy chcieli już zamknąć kościół, wystawiali ją na zewnątrz jak kamienną figurę i szli spać. Myślę, że wielu takich świętych żyje dzisiaj w naszym Kościele. Ważne, żebyśmy nie wystawili ich świadectwa za bramy, a sami nie posnęli. •
o. Wojciech SURÓWKA OP