"Nie wyjdziemy z tej pandemii, jeśli się nie zaszczepimy. Osoby duchowne, konsekrowane i wierni świeccy, którzy się zaszczepili, dają najbardziej przekonujący przykład wszystkim tym, którzy mają jeszcze wątpliwości. Ucieszyłem się, widząc kilkakrotnie długie kolejki do punktów szczepień. `Tak trzeba` – pomyślałem" - mówi w wywiadzie dla KAI kapelan szpitalny i krajowy duszpasterz służby zdrowia ks. Arkadiusz Zawistowski.
Łukasz Kasper: Koronawirus nadal zbiera ponure żniwo w naszym kraju. Choć dzięki wprowadzonym restrykcjom sanitarnym jest mniej zakażeń, to ofiar śmiertelnych wcale nie ubywa. Tydzień 12-18 kwietnia stał pod znakiem aż 3611 zgonów, co było największą liczbą w Europie. Średnia zgonów w ostatnich tygodniach to wciąż kilkaset osób. Jakie myśli towarzyszą Księdzu w tym czasie jako duszpasterzowi i kapelanowi szpitalnemu?
Ks. Arkadiusz Zawistowski: Przede wszystkim współczucie. Współczucie rodzinom, które tracą swoich bliskich, nie mogąc się nawet z nimi pożegnać. Jeden z księży opowiadał mi o jednoczesnym pochówku ciał męża i żony, którzy zmarli na skutek zakażenia koronawirusem. To są bardzo smutne sytuacje. Niedawno w szpitalu, w którym pracuję, rozmawiałem z pewną panią, która straciła mamę, wspólnie mieszkały, przez wiele lat się nią opiekowała. Gdy dowiedziała się o jej śmierci, dopełniając w szpitalu związanych z tym formalności, przyszła do kaplicy. Była pełna żalu, że nie mogła się z mamą nawet pożegnać – tak szybko przyszła śmierć – ale też dręczyły ją wyrzuty sumienia, że być może inaczej pewne sprawy można było rozwiązać. Potrzebne jest w takim momencie pocieszenie, współczucie i wspólna modlitwa. To jest swego rodzaju lekarstwo dla tych rodzin, którym trzeba towarzyszyć. Tego bólu trzeba wysłuchać. Każdy dramat jest inny. Każdy człowiek inaczej go przeżywa, bo każdy ma inne emocje.
Jak w tej wciąż dramatycznej sytuacji wygląda praca kapelanów szpitalnych?
Wiele się zmieniło w naszym codziennym posługiwaniu. Przez ten ponad już rok trwania pandemii dużo się nauczyliśmy. Umiemy inaczej funkcjonować, ale też w tym duszpasterzowaniu jesteśmy bardziej odważni. Nadal jest to bardzo trudne, bo wymaga od nas ciągłej kreatywności. Z moich rozmów z diecezjalnymi duszpasterzami służby zdrowia wynika, że pacjenci mają dostęp do posługi sakramentalnej. Kapelani starają się być dyspozycyjni dla pacjentów. Wiadomo, że sami też chorują. Jestem dla nich pełen podziwu, że po zakończeniu choroby wracają do szpitali. Nadal posługują cierpiącym, choć sami muszą walczyć z własnym lękiem czy słabością, bo przecież koronawirus zaburza psychiczną i fizyczną kondycję człowieka tak bardzo, że przez kilka miesięcy dochodzi się do równowagi. Nie jest łatwe od razu po wyzdrowieniu wrócić do pracy i służyć drugiemu człowiekowi.
Duszpasterze mogą się włączać w pomoc medyczną?
Wiem o dwóch takich akcjach. Jedna polegała na posłudze zakonników w domach pomocy społecznej. Była to pomoc nie tylko duchowa, ale też pielęgnacyjna. Drugi przykład dotyczy sióstr zakonnych, które jako wolontariuszki poszły do szpitali, pracowały jako pielęgniarki i opiekunki medyczne. Znam siostrę, która posługuje chorym w jednym ze szpitali jako wolontariuszka już ponad rok.