Jaką cenę ma ludzkie życie? Wiedzą to ci, którzy na co dzień nim ryzykują. Jest cały szereg zawodów, w które ryzyko jest niejako wpisane. Na śmierć jest narażony strażak, żołnierz, wartownik, policjant, lekarz, który w każdej chwili może się zarazić od pacjenta. Ludzie, którzy decydują się na wykonywanie takich zawodów, z pewnością kalkulują to ryzyko i świadomie je przyjmują.
Wielu naukowców ryzykowało życiem, szukając naukowego potwierdzenia swoich badawczych hipotez. Zatracali samych siebie w badaniach, a niektórzy – jak Giordano Bruno – przypłacili swoje poglądy życiem, gdyż mieli przekonania niezgodne z obowiązującymi. Umierali za prawdę, w którą wierzyli. (Z podobnych pobudek ginęli też chrześcijanie, którzy za Prawdę uznali Chrystusa).
Wielu ludzi wyraża gotowość zaryzykowania (czy nawet oddania życia) za prawość, czyli za prawdę w jakiejś konkretnej postaci. Deklarują, że nigdy nie podpiszą czegoś, co jest kłamliwe, jakiegoś donosu albo fałszywego bilansu. Mówią: „Nie, to się nie zdarzy i ja tego nigdy nie podpiszę”. To jest piękna postawa, aczkolwiek rzadka.
Taka postawa – choćby na poziomie deklaracji – łączy się z godnością. Funkcjonuje takie powiedzenie, że „lepiej umrzeć niż żyć na kolanach”. Wielu tak mówi, niewielu w ten sposób postępuje. Okoliczności historii postawiły przed takim wyborem wielu ludzi: mogli albo zginąć, albo się upokorzyć, czyli przeżyć utratę godności – przyjąć życie na kolanach.
Może jednak lepiej żyć na kolanach, ale żyć, niż umrzeć? To jest pytanie otwarte. Jak byśmy się zachowali, gdyby ktoś zmuszał nas – grożąc śmiercią – byśmy krzywdzili bliskie nam osoby, żebyśmy np. uderzyli własną matkę albo opluli własnego ojca? Wielu by się zastanowiło, czy nie lepiej zginąć, niż stracić w ten sposób godność (choć pewnie twoi kochający najbliżsi jesz-cze by zachęcali: Zrób to, syneczku, co ci każą, bylebyś przeżył).
Gdy mówimy o godności, gdzieś w tle pobrzmiewa inne pojęcie, o którym dzisiaj rzadko się mówi: honor. Utkwił mi w pamięci pewien scenariusz napisany przez mojego studenta z Kazachstanu – niesłychanie niedzisiejszy. I gdy go czytałem, mnie, Europejczykowi, zrobiło się wstyd i odczułem nostalgię, że nikt już podobnych historii dzisiaj w Europie nie opowiada.
Jest to współczesna historia o dwóch przyjaciołach. Jeden z nich właśnie się ożenił, ale musi jechać z Kazachstanu do Moskwy, odebrać jakieś należne sobie pieniądze. I pozostawia żonę pod opieką najlepszego przyjaciela (tak każe tradycja, kiedy nie ma nikogo z najbliższej rodziny). Przyjaciel zakochuje się w żonie, ale ponieważ jest lojalnym przyjacielem, nie ma mowy o żadnym romansie. W końcu zakochany przyjaciel targa się na własne życie, uznawszy, że bez tej kobiety nie może żyć, a nie może też się z nią związać, bo by stracił honor, zdradzając przyjaciela.
Podobną historię sto pięćdziesiąt lat temu mógłby napisać Corneille albo Schiller czy Lessing – w XIX wieku każdy by zrozumiał jej przesłanie. Ale dzisiaj na ogół cyniczny widz powie: Zawracanie głowy! Niech ta kobieta rozwiedzie się z tym pierwszym i pobierze z tym drugim. I tak wszyscy się w końcu rozwodzą, więc nie ma co robić tragedii…
Ze wszystkich dramatów Szekspira najbardziej, jak mi się wydaje, zestarzał się Romeo i Julia. Kiedy rozmawiam o werońskiej tragedii z młodymi ludźmi, mówią mi z uśmiechem: „To faktycznie smutne, że ta Julia umarła, w dodatku przez pomyłkę. No trudno, trzeba ją opłakać, ale przecież jest jeszcze sto innych dziewczyn. Jak nie Julia, to jakaś inna się trafi…”. Tak. Umrzeć z miłości to jest dzisiaj dla wielu niezrozumiała decyzja. Miłość stała się dla wielu sprawą zbyt błahą, by z jej powodu umierać. Tak mówią ludzie współcześni. Ja tak nie twierdzę.
Przy okazji refleksji na temat miłości warto zauważyć, że dziś także seks się zbanalizował, choć przecież nie ma mocniejszego miłosnego doznania między ludźmi – doprowadziła do tego rewolucja seksualna. Cóż, nasze czasy są zapatrzone w ideał wolności, a prawdziwa miłość pozostaje w konflikcie z wolnością, gdyż ten, kto naprawdę kocha, musi się zrzec cząstki wolności na rzecz tego, kogo kocha.
To samo dzieje się dziś z pojęciem wdzięczności. W społeczeństwie konsumpcyjnym ludzie preferują tak zwane relacje transakcyjne, tzn. wolą zapłacić, niż być zmuszonymi okazywać wdzięczność. Podobnie wielu ludzi woli płatną usługę („płacę i wymagam”) niż kontakt z wolontariatem. Choć z drugiej strony wydaje mi się, że właśnie wolontariat ma wielką przyszłość przed sobą. Możliwe, że w przyszłości zastąpi płatną pracę. Wolontariat to praca podejmowana z wyboru, a nie z ekonomicznej konieczności.
***
Z jednej strony tak bardzo cenimy sobie swoje życie, że wciąż zadajemy sobie pytanie, czy warto go za coś oddać albo choćby nim zaryzykować w imię jakiejś wartości, a z drugiej strony obserwujemy coraz częstsze zjawiska „pozbywania się” swojego życia (lub pozbywania życia innych). Można by tu przytoczyć przypadki odbierania sobie życia w porywie emocji, wskutek np. jakichś młodzieńczych niepowodzeń i smutne jest to, że w Polsce samobójstw z takich pobudek jest stosunkowo dużo.
Trzeba też wspomnieć o eutanazji, czyli o samobójstwie dokonywanym w sposób przemyślany. Do tego trzeba zauważyć, że decyzję o podaniu śmiercionośnego zastrzyku podejmuje czasami nie człowiek, który ma umrzeć, tylko ktoś z jego otoczenia. Niestety takie sytuacje dopuszcza coraz bardziej zliberalizowane prawo o eutanazji: nieprzytomny już chory nie wypowiada swojej woli, tylko o przerwaniu jego życia, kiedy nie ma nadziei na poprawę, decyduje za niego otoczenie, i to nie zawsze rodzina. Pojawia się do tego pojęcie „jakości życia”. Jeśli społeczeństwo reprezentowane przez kompetentne grono zdecyduje o tym, że jakieś życie jest już nic nie warte, uzna również, że należy je zakończyć. Tak motywowali eutanazję naziści, tak usprawiedliwiali uśmiercanie osób kalekich i chorych umysłowo. Podobnie dzisiaj myślą niektórzy oświeceni ludzie i tworzą stosowne prawa.
Bezmiar cierpienia, które czasem towarzyszy odchodzeniu, to argument przemawiający za tym, czy człowiek mógł zażądać dobrowolnej śmieci. Sąd o tym, by to może być dozwolone prawem, należy do polityków, ale ja nie mam żadnej wątpliwości, że pojęcie „jakości życia” wyklucza świętość życia. A jeżeli cokolwiek jest święte – to jest to ludzkie życie.
Fragment książki Krzysztofa Zanussiego: „Czy warto umierać za smartfona?”, RTCK 2021
Książka do nabycia w sklepie „Gościa”: SKLEP.GOSC.PL
Krzysztof Zanussi