Wyobraź sobie, że zbliża się wojna. Masz do wyboru trzy warianty przygotowań: budowa schronów, instalacja obrony przeciwlotniczej lub budowa jednego i drugiego. Co wybierasz?
14.04.2021 16:12 GOSC.PL
Zbliżający się wróg słynie z doskonałego lotnictwa, ma świetne bombowce. Masz właściwie trzy możliwości przygotowania się na inwazję.
Pierwsza opcja to nowoczesny system obrony przeciwlotniczej, która ostrzeliwuje samoloty wroga gdy tylko te przekroczą granicę. Instalacja i budowa tego systemu jest droga, co więcej, aby taka obrona zadziałała w pełni musi być zainstalowana na co najmniej 70 proc. odcinku granicy. W takim wariancie daje 95 proc. szans na to, że bombowce wroga nie przedostaną się nad nasze miasta. W praktyce oznacza to, że po wybudowaniu całego systemu (nie jednej baterii czy połowy instalacji) uda się zmniejszyć ilość zrzuconych na nasze miasta bomb o 95 proc, a to oznacza po pierwsze znacznie zminimalizowanie liczby ofiar i zniszczeń, a po drugie uniemożliwi wrogowi zniszczenie strategicznych celów.
Drugim wariantem jest rezygnacja z drogiej obrony przeciwrakietowej i tańsza strategia budowania schronów dla ludności cywilnej. Można w tym celu wykorzystać część znanych od lat starych obiektów, które spełniają określone kryteria. Samoloty wroga nadlecą nad nasze miasta, zbombardują je, jednak sporej części ludności uda się ocalić życie, o ile dotrą na czas do schronów.
W rzeczywistości jednak nie stoisz przed wyborem schrony albo ochrona przeciwlotnicza. Jest też trzecie rozwiązanie - zastosowanie obu rozwiązań jednocześnie. Obrona przeciwlotnicza sprawi, że nad nasze miasta spadną tylko nieliczne bomby, jednak i przed nimi będzie można się ukryć w schronach.
Mniej więcej tak wygląda alternatywa między szczepieniami a poszukiwaniem skutecznego leku przeciwko covid-19. W sytuacji, gdy wielu popierając jedno z rozwiązań podważa wartość drugiego, warto odrzucić fałszywą alternatywę, bo pełny system ochrony obejmuje jedno i drugie. Szczepionka i lek nie wykluczają się wzajemnie, ale się uzupełniają.
Szczepienia działają jak nowoczesna obrona przeciwlotnicza - pozwalają w znacznej mierze skutecznie zneutralizować zagrożenie jeszcze zanim te rozwinie się w naszych organizmach w chorobę, a przy odpowiednio wysokim odsetku zaszczepionego społeczeństwa ochronią przed niewydolnością nasz system ochrony zdrowia, gdyż nie dopuszczą do znacznej ilości zachorowań. W ten sposób pośrednio poprawią też sytuację chorych na inne choroby, którzy w sytuacji szalejącej epidemii i przeciążonego systemu szpitalnego również mają ograniczony dostęp do świadczeń medycznych. Nie oznacza to jednak, że nikt nie zachoruje. Nawet najlepsza szczepionka nie daje stuprocentowej ochrony - tak np w przypadku preparatu Pfizera czy Moderny odporność wykształca się u około 95 proc. zaszczepionych dwiema dawkami, co oznacza, że co 20 osoba po pełnym cyklu szczepienia nie będzie odporna. Będzie też niewielka grupa pacjentów, którzy ze względu na swoje schorzenia nie będą mogli być zaszczepieni. Dla nich właśnie potrzebna jest druga linia obrony - lek o wysokiej skuteczności.
Lek w naszej wojennej analogii to system schronów. Stosujemy go w sytuacji, gdy wirus (bombowce wroga) przedrze się przez linię pierwszą - obronę przeciwlotniczą. Lek pozwala zwalczyć chorobę w sytuacji, gdy ta już się rozwija, jest więc zawsze o krok za szczepionką. Czy nie jest nam potrzebny w sytuacji posiadania skutecznych, masowych szczepień? Zawsze lepiej go mieć, bo jak już zauważyliśmy, nawet najskuteczniejsza szczepionka nie wykształci odporności u wszystkich, a wyeliminowanie choroby ze społeczeństwa za pomocą szczepień to proces wieloletni, wymagający bardzo wysokiego odsetka zaszczepionych i nie mamy gwarancji, że ostatecznie uda się tego dokonać.
Czy sam lek wystarczy lub może być traktowany jako pełnowartościowa alternatywa dla szczepień? Absolutnie nie, ponieważ po pierwsze działa o krok później: działa na już rozwijającą się chorobę, po drugie podobnie jak szczepionka, żaden lek nie daje 100 proc. skuteczności, a po trzecie nawet leczenie wysokoskutecznym lekiem wymaga zaangażowania potencjału systemu ochrony zdrowia, czyli, innymi słowy, chory, który mógłby dzięki szczepieniom nie zachorować, blokuje teraz miejsce innemu choremu, który wymaga leczenia, być może na inną chorobę. Zawsze lepiej uniknąć zachorowania (szczepienie) niż leczyć rozwiniętą chorobę (skutecznym lekiem), bo nie wiemy czy lek zadziała, a jeśli nawet zadziała to nie wiemy czy choroba nie będzie ciągnęła za sobą powikłań.
Ale nawet ta oczywista przewaga szczepień nad lekarstwem nie jest wystarczającym argumentem, by porzucić poszukiwania skutecznego leku. Takim argumentem może niestety być z punktu widzenia koncernów farmaceutycznych aspekt ekonomiczny - w przypadku masowych szczepień skutkujących ostatecznie niewielką liczbą nowych chorych z pewnością pojawi się pytanie o opłacalność skomplikowanych i drogich badań nad stworzeniem skutecznego leku stosowanego u stosunkowo niewielkiej liczby pacjentów. I tutaj pojawia się rola państwa, które powinno znaleźć środki własne na sfinansowanie takich badań. Nie ważne czy ostatecznie skutecznym okaże się jakiś ze znanych już leków czy zupełnie nowy specyfik.
Absolutnie jednak nie można używać uzasadnionych racji za poszukiwaniem skutecznego leku jako argumentu do torpedowania programu szczepień. To tak, jakby w obliczu wojny stwierdzić, że lepiej ukryć się w tańszych schronach i pozwolić zbombardować i zniszczyć nasze miasta niż zainwestować w nowoczesną ochronę przeciwlotniczą, która pozwoli zestrzelić większość bombowców zanim te zdążą dolecieć nad nasze domy.
Wojciech Teister