Myśl wyrachowana: Nadgorliwość tyle ma wspólnego z gorliwością, ile mistyfikacja z mistyką.
Każdy ma potrzebę bycia heroicznym, ale zazwyczaj na swoich warunkach. Wielu poniosłoby nawet męczeństwo, byleby nie bolało. Najprzyjemniejszy z „pluszowych krzyży”, na których ludzkie ego lubi cierpieć, jest chyba heroizm protestu. Jest coś pociągającego w wizji siebie jako bojownika sprzeciwiającego się rozmaitym sytuacjom dręczącym społeczeństwo. Realizacja tej wizji nie wymaga specjalnego wysiłku, wystarczy parę wpisów w internecie przeciw „tym idiotom, złodziejom, oszustom”, a już wychodzi się na dobroczyńcę ludzkości. Łaskawca taki sugeruje: Ja bym w dwa dni zlikwidował pandemię, tylko co ja mogę – „oni” blokują, nie dopuszczają, spiskują. Ja muszę bezsilnie patrzeć, jak rozgrabiają nasz kraj, jak mordują ludzi nieistniejącym wirusem.
Bohater tego wzoru w imieniu ciemiężonego społeczeństwa stawia czoła przeważającym siłom zdrajców, heretyków i modernistów. I cierpi, widząc, jak zamyka się kościoły… Nie zamyka się? No to ogranicza się dostęp do nich. Co to za pasterze, którzy do tego dopuszczają! Pastuchy! (otrzymuję esemesy o podobnej treści).
Ostatnio bohaterstwo katolickie wzięło się za dowodzenie, że zgoda władz kościelnych na rzeczone ograniczenia jest zdradą wiary. Niestety twierdzenia takie podsycają niektórzy popularni duchowni.
„Zakazami, do których państwo nie ma prawa, kompletnie się nie przejmujcie” – wezwał niedawno wiernych z ambony ks. prof. Tadeusz Guz. Oczywiście wzbudziło to duży aplauz odbiorców, czego świadectwem są choćby entuzjastyczne wpisy pod filmem z tą wypowiedzią na YouTube.
Nie wątpię, że powodem takich wystąpień jest troska o sprawy Boże, ale mówca, zwłaszcza tej klasy, powinien mieć świadomość, że akurat na tym sprawy Boże cierpią. Przecież mamy do czynienia z ograniczeniami sanitarnymi, które Kościół zaakceptował, uznając ich zasadność. Zatem sprzeciw wobec tych obostrzeń jest sprzeciwem także wobec władz kościelnych. To po pierwsze. Po drugie konkordat między Stolicą Apostolską i Rzeczpospolitą Polską mówi: „Władza publiczna może podjąć niezbędne działania w miejscach określonych w ustępie 3 [czyli w kościołach – F.K.] także bez uprzedniego powiadamiania władzy kościelnej, jeśli jest to konieczne dla ochrony życia, zdrowia lub mienia” (art. 8 ust. 5). Więc jak – czy na pewno „państwo nie ma prawa”?
Aha, żeby nie było – konkordat został zawarty za pontyfikatu św. Jana Pawła II.
Przyjemnie jest budować swoją pozycję, wznosząc się na fali oburzenia, ale skoro ktoś musi w ten sposób surfować, to niech przynajmniej sprawdzi, na jakim akwenie ta fala powstała i dokąd płynie.•
Franciszek Kucharczak