Chrystus po zmartwychwstaniu przychodzi do swoich uczniów i mówi: „Przestań się lękać! Byłem umarły, a oto jestem żyjący. I mam klucze królestwa. Mam klucz do twojego życia”.
Zbliża się Chrystus, a wraz z Nim przychodzi darmowe odrodzenie do nowego życia. Jest On gotów stworzyć nas na nowo, przemienić całkowicie. I to bez naszych zasług i wysiłków, którymi moglibyśmy się wykupić czy wylansować. Apostoł mówi otwarcie: „Byliście umarłymi na skutek waszych występków i grzechów, w których żyliście niegdyś”. Ale Bóg jest bogaczem, opływa w miłosierdzie! „Przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia... To pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem”.
Wszystko zaczyna się od otwarcia się na słowo Boga. To zdumiewające, że Bóg, by zbawić człowieka, nie posługuje się jakimś spektaklem przyciągającym uwagę, jakąś demonstracją siły, która nie pozostawi człowiekowi miejsca na wątpliwości. Nigdy nie zdławi ludzkiej wolności ani też nie weźmie nikogo za gardło, by do siebie przekonać. Słowo o miłości Boga niesie życie wieczne. Ma moc wskrzesić do życia nawet tego, kto przestał już żyć jak człowiek na skutek grzechu czy braku nadziei. Jest skuteczne do tego stopnia, że przyjęte z wiarą przedziera się przez różne warstwy, by dotrzeć do nas takich, jacy naprawdę jesteśmy, poza maską, nawykiem, kulturą czy udawaniem.
Nie chodzi jednak o wiarę czysto intelektualną, na temat której możemy sobie podyskutować w necie. Coś takiego nigdy nikogo nie podniesie z martwych, nie podźwignie z beznadziejnego upadku. Chodzi o wiarę, która przypomina zmartwychwstanie i de facto do niego prowadzi: byłem umarły w moim postępowaniu, Bóg mnie ożywił i odbudował. Niektórzy mówią o sobie: wierzący, lecz niepraktykujący. To coś w rodzaju: abstynent niepraktykujący, prawiczek niepraktykujący, uczony niestudiujący. Jakże komicznie musi brzmieć taka deklaracja w kontekście propozycji wyjścia z duchowego cmentarza. Tu wchodzi w grę skorzystanie z bogactw Boga. Najwyższa stawka. Nie sposób w duchu zgodzić się z faktem, że wielu ludzi rezygnuje z takiej propozycji, zasilając cywilizację żywych trupów, stając się jak zwiędłe kwiaty zawinięte w religijny celofan. •
ks. Robert Skrzypczak