To czarny dzień dla Biełsatu, białoruskiego dziennikarstwa i Białorusi - mówi PAP szefowa telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska-Guzy, komentując skazanie reporterek tej stacji na dwa lata więzienia za relacjonowanie protestu.
"Powiem więcej, to początek wielu czarnych dni dla białoruskiego dziennikarstwa" - mówi Romaszewska-Guzy, przypominając, że w piątek w Mińsku ruszył kolejny proces karny dziennikarki Kaciaryny Barysewicz z niezależnego portalu TUT.by i lekarza Arcioma Sarokina.
W czwartek sąd w Mińsku skazał na dwa lata więzienia reporterki Biełsatu, Kaciarynę Andrejewą i Darię Czulcową, za to, że 15 listopada prowadziły relację online z mitingu upamiętniającego pobitego na śmierć przez tajniaków Ramana Bandarenkę. Według zarzutów prokuratury, które Romaszewska-Guzy określiła jako "absurdalne", dziennikarki "kierowały protestami".
"Przyzwyczailiśmy się, że represje eskalują. Nasi dziennikarze najpierw dostawali grzywny, potem byli zatrzymywani. Następnie zaczęto ich umieszczać w areszcie za +wykroczenia+, a teraz zaczęły się sprawy karne i dziennikarze są po prostu wsadzani za kraty" - mówi Romaszewska-Guzy.
W ubiegłym roku 26 dziennikarzy Biełsatu odsiedziało od kilku dni do dwóch tygodni, niektórzy dwukrotnie, a jeden - trzykrotnie. Obecnie w areszcie przebywa operator Zmicier Sołtan, w czwartek po 10 dniach n wolność wypuszczono reporterkę Lubou Łuniową.
"Co my możemy w tej sytuacji zrobić? Na pewno nie możemy się wycofać, bo jakiekolwiek przerwanie czy wstrzymanie naszej działalności byłoby pokazaniem, że zastraszanie przyniosło skutek. Nie możemy dać za wygraną, by poświęcenie naszych koleżanek nie poszło na marne" - przekonuje dyrektorka Biełsatu. "Będziemy pracować dalej" - zapewnia.
Romaszewska-Guzy uważa, że potrzebna jest zdecydowana reakcja na to, co dzieje się na Białorusi. "Jestem przekonana i staram się to głosić wszędzie, że tutaj potrzebne są jak najmocniejsze kroki, m.in. ze strony UE" - mówi. Jej zdaniem dotychczasowe sankcje można uznać za "działania symboliczne".
"Ta niewielka ilość zakazów wjazdu i jakieś nieliczne sankcje to na pewno nie uderzyło w ten reżim. Poza tym konieczny jest nacisk na (prezydenta Rosji) Władimira Putina, który jest głównym oparciem Alaksandra Łukaszenki. Nie wiem, czy Unia jest na to gotowa, ale to jest bardzo potrzebne" - twierdzi dyrektorka białoruskojęzycznej telewizji.
"Zgadzam się z opinią, że Łukaszenka (reprezentuje) ten typ wschodniej satrapii, która szanuje tylko siłę. Te sankcje, które dotąd zastosowała Unia, na pewno nie były przejawem siły i na pewno nie były tak odebrane w Mińsku" - mówi Romaszewska-Guzy.
"Oczywiście nie ma złudzeń, że o sytuacji na Białorusi decydują sami Białorusini. Te działania zewnętrzne, sankcje, mogą to jedynie ułatwić" - ocenia. Jej zdaniem trudno prognozować, czy "droga Białorusinów będzie krótsza czy dłuższa".
"W lecie i na jesieni wydawało się, że to może stać się szybciej, ale reżim okazał się silny represjami" - mówi Romaszewska-Guzy. Jej zdaniem niespotykana dotąd w historii niepodległej Białorusi skala represji świadczy o "ogromnym strachu" władz.
"Nie mam wątpliwości, że represje są po raz pierwszy tak ogromne dlatego, że po raz pierwszy Łukaszenka ma bardzo poważną szansę stracić władzę. On jest spanikowany" - przekonuje.
"Całe jego otoczenie też sobie z tego zdaje sprawę, ale, z drugiej strony, obserwując tych ludzi, którzy +produkowali+ proces naszych dziennikarek, widać, że odruchy warunkowe wykształcone przez reżim są ciągle silne. Dwudziestodwuletnia pani prokurator, niewiele starsza sędzia - one nie wierzą, że Łukaszenka się kiedyś skończy. A kariera przed nimi jeszcze przecież długa" - mówi rozmówczyni PAP.
Biełsat jest jedyną białoruskojęzyczną telewizją działającą na Białorusi. Jest nadawana z Polski, a organizacyjnie znajduje się w strukturze TVP. Na Białorusi jest dostępna za pośrednictwem satelity i w internecie.