Między serviam i non serviam toczy się we mnie kulturowa wojna.
Bunt i afirmacja. Esej o naszych czasach” Bronisława Wildsteina to najważniejsza książka, jaką czytałem w roku 2020. Gorąco ją polecam (PIW 2020).
Dla Wildsteina dwa znaki szczególne „naszych czasów” to kulturowa wojna oraz perwersyjne kłamstwo. Na 567 stronach zabiera nas na tę wojnę, która w istocie jest wojną o prawdę. Mówi: „Próbuję naszkicować podstawową opozycję fundującą obecny cywilizacyjny spór” przybierający „kształt zimnej wojny domowej”. O kłamstwie i perfidii odwracania sensów i znaczeń pisze tak: „Dziwki żalą się na uwiąd cnoty, oszuści oburzają na szerzenie kłamstwa, złodzieje protestują przeciw lekceważeniu prawa własności, a nienawistnicy organizują się w celu walki z nienawiścią. Żyjemy więc w stojącym na głowie świecie Molierowskiego Tartuffe’a, czyli świętoszka, z tym że dziś nie w religijny, ale postępowy kostium się on przebiera”. Bo też „ideologia postępu stała się dziś świeckim erzacem religii”.
O czym jest ta książka? O buncie i afirmacji.
O metafizycznym buncie: o furii negacji skierowanej wobec życia i świata w jego od-Boskim kształcie, świata, jakim jest. O buncie odrzucającym Boga w imię skrajnej pychy, nieznającej granic emancypacji i sięgającej czeluści piekieł woli niszczenia, zabijania, czystej nienawiści. „Człowiek nie będzie wolny, dopóki ostatni król nie zostanie uduszony wnętrznościami ostatniego księdza” – pisał elegancko Diderot, jeden z les philosophes wielbionej dziś w akademickim świecie epoki oświecenia.
O metafizycznej afirmacji: o zgodzie na świat i siebie, o uznaniu ludzkiej ułomności i ograniczoności, która to zgoda nie akceptuje zła, ale rozpoznaje skromne ludzkie potencje, wyzwania i obowiązki, które wytrwale i cierpliwie winniśmy brać do serca i na grzbiet – w ten sposób przekształcając świat ku dobru. O akceptacji ludzkiej kondycji i rzeczywistości nam danej. O zgodzie na Boga i na to, że nie jesteśmy Bogiem. Pisze: „Nieuniknione, szerokie poczucie niesprostania oczekiwaniom i wywołane tym rozczarowanie, które uruchamia mechanizmy resentymentów, tonowane jest podstawowym aktem afirmacji istnienia. Wyraża go religia”, która pozwala widzieć ziemską znikomość i otworzyć człowieka na perspektywę dalszą, ponad doczesną, wieczną.
O tym, że człowiek aspirujący do bycia Bogiem musi się stoczyć w kondycję zwierzęcą i że ta przemiana jest nieunikniona. O demoniczności pychy. O tym, że wywiedziona z buntu (anty)kultura współczesna samounicestwia się, kreując pustkę, w którą wchodzą najbardziej pierwotne – choć w nowoczesnych kostiumach – namiętności, żądze, rywalizacja i wściekłość. O samoubóstwieniu rozumu. O antywspólnotowej fobii liberalizmu. O jego fuzji z komuną. O szaleństwie technologicznych nowinek wspieranych ideologią lewicowo-liberalną. O pozytywizmie prawniczym i procedurach, narzędziach nowej utopii. O fetyszyzacji nauki. O demokracji, która przestaje być demokracją, a staje się demokracją ludową albo liberalną.
O tym, że kultura fundowana na religii jest lekiem na to wszystko, jest afirmacją człowieka i jego istnienia.
Zbuntowanym zostaje nihilistyczna ironia: ośmieszać wszelkie wyższe porządki, ład moralny oraz wierzących weń, wypisywać niesłychanie dowcipne wulgaryzmy na kartonach. Wildstein: „Przebiegłość cwaniaka, lekceważenie wszystkiego, czego nie da się zużytkować, i poczucie wyższości wobec tych, którzy nie odbijają jego mentalności, a stworzyli kulturę, na której on pasożytuje. Wizerunek tego nadętego sobą, rechotliwego albo i rozchichotanego osobnika prześladuje nas z ekranów i obrazów, które szczelnie wypełniają nasz świat, od jego uśmieszku trudno się odizolować”. Patronem tej postawy i stylu jest dla autora Jerzy Urban, propagator panświnizmu, fetowany ostatnio wywiadami w postępowych mediach. Spełnia się przewrotnie proroctwo Nietzschego o „ostatnim człowieku”, który „nie jest w stanie gardzić sobą, zamiast tego gardzi wszystkim, co pozwoliłoby mu przekroczyć jego zwierzęcy status”. A „metafizyczny bunt” – to ostatnie zdanie książki – „stał się codziennym pokarmem filistra”.
Zaś naszym zadaniem jest afirmacja. Wildstein nie jest duszpasterzem, ale ja tak. Proponuję więc zejście z wyżyn filozofii kultury na poziom konkretu mojego własnego życia. I postawienie prostego pytania: co mnie wiedzie przez życie – „tak” czy „nie”? Co mówię w najgłębszej mojej głębi mojemu życiu, mojemu Bogu i Jego Ojcowskiej woli: „tak” czy „nie”? Bo między serviam i non serviam toczy się we mnie kulturowa wojna.
„Chrystus Jezus nie był »tak« i »nie«, lecz dokonało się w Nim »tak«. Albowiem ile tylko obietnic Bożych, w Nim wszystkie są »tak«” (2 Kor 1,19-20).
Bunt czy afirmacja? •
ks. Jerzy Szymik