Przepraszam, kto z państwa ostatni na Orlą Perć? Wie pan, chciałem nad Morskie Oko, ale tam ruszyło dziś 30 tysięcy ludzi. Uff… Ale się wystałem. Pięć godzin do kolejki linowej…
Statystyka taternika
W 2001 r. sprzedano ponad 2,5 mln biletów do Tatrzańskiego Parku Narodowego. W 2006 r. – prawie 2,7 mln, w 2008 r. – prawie 3 mln, a przed rokiem już ponad 3 mln. Rachunek jest prosty. W 2009 roku sprzedano ich prawie 600 tys. więcej niż 9 lat wcześniej! To robi wrażenie. Kilka miesięcy temu pisaliśmy o tym, że z tytułu „Krakowiacy i górale” zostali jedynie „górale”. I to podhalańscy. Jako jedyna polska grupa etniczna mają tak potężną siłę przebicia. Góralszczyzna jest na fali. Przepychając się przez tłum na Krupówkach, aż nie chce się wierzyć, że jeszcze 150 lat temu do Zakopanego przyjeżdżało zaledwie… 100 rodzin. Czy Tytus Chałubiński, lekarz okrzyknięty troszkę na wyrost „odkrywcą Zakopanego”, przypuszczał, że 100 lat po jego śmierci miasto przeżyje inwazję aż 3 mln turystów? Wielu na szczęście pójdzie forsować północną ścianę Krupówek i utknie między McDonaldem a Góral Burgerem. Ale reszta ruszy w „dzikie, niedostępne Tatry” (to cytat z przewodnika). Według danych zebranych podczas liczenia turystów, w czasie ubiegłorocznych wakacji Tatry odwiedzało dziennie ponad 30 tys. osób.
Zima też ma swoje rekordy. W sezonie narciarskim 2009/2010 ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (TOPR) zwieźli ze stoków rekordową liczbę 1768 kontuzjowanych narciarzy i snowboardzistów. Przed rokiem w samym Zakopanem było w szczytowym okresie nawet od 8 do 10 razy więcej turystów niż stałych mieszkańców – szacuje dyrektor Biura Promocji Zakopanego Andrzej Kawecki. – Sprzedaż chleba w Zakopanem w okresie wakacji wzrosła trzykrotnie w stosunku do poprzedniego sezonu letniego. W samym lipcu wpływy do budżetu miasta z opłaty miejscowej (pobieranej od nocujących w mieście turystów) były o 26 proc. wyższe niż w analogicznym okresie ubiegłego roku i wyniosły ponad 265 tys. zł.
Rogaś się potyka, Słowacja zamyka
Takie tłumy są już dla Tatr niebezpieczne. Wystarczy spojrzeć na szlaku pod nogi. Słynny jelonek „Rogaś z Doliny Roztoki” potykałby się dziś o kubki po coca-coli i pudełka po papierosach. Turyści, którzy czytają przy wejściu do TPN tabliczki, na których potężny miś prosi ich, by „byli grzeczni, bo wchodzą właśnie na jego teren”, powodują tak naprawdę duże szkody we florze i faunie. Choć Tatry od dawna są obciążone, dyrekcja Tatrzańskiego Parku Narodowego nie planuje na razie ograniczać w żaden sposób dostępu do gór. To dobrze, bo reglamentowanie czasu górskiej turystyki spowodowałoby w sezonie jeszcze większe korki. Na Słowacji jest spokojniej. Nie tylko dlatego, że prawie 78 proc. powierzchni Tatr leży za polską granicą. Późną jesienią, zimą i wiosną – od 31 października do 15 czerwca – szlaki turystyczne powyżej schronisk są zamknięte. I nie chodzi tylko o Tatry Wysokie. Zamknięte są również szlaki w Tatrach Zachodnich.
Co poeta miał na myśli?
Co nam pozostaje? Poczekać, aż minie moda na „Obcasy pod Giewontem”. Albo już tylko sięgnąć do starych kronik (z nieodłącznym westchnieniem: „To se ne vrati!”). Na przykład do opowieści ks. Stolarczyka – potężnego chłopa, który znał Tatry jak własną kieszeń. Nieraz wyruszał na długie niebezpieczne wędrówki. W 1867 r. zdobył Baranie Rogi, jako pierwszy turysta zszedł też z Rysów do Morskiego Oka. W swej kronice parafialnej notował: „Dnia 13 września o godzinie pół do pierwszej z południa wyszedłem ja, Pleban, z Jędrzejem Walą, Szymkiem Tatarem, Wojciechem Kościelnym i Wojciechem Ślimakiem pierwszy na Szczyt Lodowaty, dotychczas za niedostępny miany, na którym rzeczywiście jeszcze żaden Tourista nie był”. Puste dzikie Tatry znajdziemy dziś jedynie w zakurzonych kronikach i w wierszach. „Jak cicho, w zatrzaśniętej pięści pochować Zamarłą” – wołał Julian Przyboś, a Kazimierz Przerwa-Tetmajer w wierszu o kompletnie niezrozumiałym dziś tytule „Ciche, mistyczne Tatry” wzdychał: „Ty, pustko nieskalana, kędy myśl człowieka/ w dumną, zimną samotność wolno się odwleka”. No tak… Ale pisał ten wiersz w czasach, gdy do Zakopanego przyjeżdżało 10 tys. letników. A tego nie pamiętają już nawet najstarsi górale. Zatłoczona rzeczywistość tatrzańskich stoków rodzi dziś mniej poetyckie skojarzenia. Czy niebawem spłoszeni maturzyści usłyszą na egzaminie pytanie: „Wyjaśnij, co miał na myśli poeta Jerzy Liebert, pisząc: „W dolinach górskie jeziora śpią. W spowitych sennie ciszą i mgłą”?
Marcin Jakimowicz