Czym innym jest ostrożność wobec nowego preparatu, a czym innym panika. Często nie mniej ryzykujemy korzystając z dóbr o znacznie mniejszej wartości dodanej niż szczepionka. Czy wiedziałeś, że na przykład spożycie popularnego owocu może spowodować wstrząs anafilaktyczny, który zagraża życiu?
Zbliżające się szczepienia przeciw SARS-CoV-2 spowodowały wzrost obaw przed opracowanymi w stosunkowo krótkim czasie szczepionkami (a tych jest kilka). Wszyscy powinniśmy się zgodzić w jednej kwestii - w przypadku każdego nowego odkrycia obawy przed jego ewentualnymi negatywnymi skutkami są czymś naturalnym, rozsądnym i wartym analizy. Fakt, że nie przyjmujemy każdego odkrycia bezrefleksyjnie wynika ze zdrowego instynktu samozachowawczego. To nie problem. Trudność pojawia się wtedy, kiedy nie podejmujemy próby zmierzenia się ze swoimi obawami i nie konfrontujemy potencjalnych zagrożeń z rzeczywistością. Fakt, że dziś mamy rozwiniętą medycynę, elektryczność i korzystamy z wielu dobrodziejstw techniki wynika z tego, że po wynalezieniu tych dobrodziejstw nie zatrzymaliśmy się na etapie lęku.
Znamy powiedzenie, że strach ma wielkie oczy. Coś w tym jest, bo zdarza się, że lęk potrafi zasłonić cały horyzont. Trudno nie odnieść wrażenia, że tak jest też w przypadku szczepień przeciw SARS-CoV-2. A właśnie ten horyzont i szersza perspektywa są konieczne, by decyzja o szczepieniach była racjonalna. Przykłady? Pierwszy z brzegu - w mediach społecznościowych popularne stały się treści, które w histeryczny sposób przedstawiają jedną ze szczepionek w oparciu o zapisy rzekomo zawarte w ulotce. Zarzuty? Cały szereg. Producent odradza szczepienia kobiet w ciąży, podkreśla, że preparat nie jest dostatecznie przebadany w grupie wiekowej poniżej 16 lat, a szczepionka może powodować reakcje alergiczne. Co więcej - o zgrozo! - szczepionki nie należy podawać osobom z gorączką, a odporność nabywa się dopiero po 7 dniach od podania drugiej dawki. Materiały oczywiście są okraszone narracją budującą atmosferę skandalu. "Patrzcie, czym chcą nas szczepić!" - czytamy u części udostępniających te treści. Na jednej z krążących w sieci grafik pod wspomnianymi rewelacjami widnieje wybity wielkimi literami apel: "NIE BIERZ UDZIAŁU W EKSPERYMENCIE! POWIEDZ NIE SZCZEPIENIOM!". Naturalnie potęguje to poczucie nieufności i lęku przed szczepieniem. Tyle, że część z krążących informacji nie jest prawdziwa, a niektóre nie są rzetelnym tłumaczeniem ulotki i zaburzają pierwotną informację.
Jeśli przyjrzymy się bliżej narracji (celowo piszę narracji, a nie argumentom) antyszczepionkowym, okazuje się, że posługuje się ona często pomieszaniem prawdy z fałszem, a niejednokrotnie nawet prawdziwym informacjom nadaje fałszywy kontekst i interpretacje. O ile informacje fałszywe można ujawniać i dementować (jak na przykład fake news jakoby szczepionki mRNA mogły modyfikować ludzkie DNA - "Czym różnią się szczepionki mRNA od tych starszego typu?"), o tyle z tymi prawdziwymi, błędnie interpretowanymi walczyć trudniej, bo... no właśnie, jest w nich przynajmniej cząstka prawdy.
W tym przypadku istotny jest kontekst. Bez niego nie jesteśmy w stanie zrozumieć, co tak naprawdę wynika z przytoczonych informacji. Weźmy na warsztat wspomniane przykłady.
Rzeczywiście reakcje alergiczne mogą być bardzo niebezpieczne. Choć najczęściej powodują po prostu dyskomfort, to zdarzają się sytuację, że dochodzi nawet do wstrząsu anafilaktycznego, który wiąże się już zagrożeniem życia. Kluczowa jest jednak częstotliwość występowania takich reakcji i ryzyko jej wystąpienia u konkretnego pacjenta. Dlatego właśnie każde szczepienie poprzedza wizyta lekarska, podczas której powinien być przeprowadzony wywiad. M.in. na jego podstawie lekarz ocenia czy dany pacjent może być zaszczepiony. Jeśli z informacji np. o konkretnych alergiach pacjenta medyk uzna, że ryzyko powikłań poszczepiennych jest duże, wtedy nie dopuszcza do szczepienia. W zdecydowanej większości populacji jednak prawdopodobieństwo wstrząsu jest znikome, znacznie mniejsze niż ryzyko śmierci związane z przebiegiem wywoływanej przez wirusa choroby. Innymi słowy większość z nas szczepiąc się (nie tylko przeciwko SARS-CoV-2) podejmuje pewne ryzyko, ale statystycznie jest to ryzyko warte podjęcia ze względu na wartość dodaną szczepienia. Wartość, jaką jest ograniczenie ryzyka związanego z samym zakażeniem danym wirusem.
Co ciekawe, często podejmujemy w życiu codziennym podobne ryzyko dla znacznie mniejszej wartości dodanej. Pierwszy z brzegu przykład: lubisz jeść kiwi? Większość z nas przynajmniej raz w życiu go próbowała. A czy wiedziałeś, że ten smaczny i bogaty w składniki odżywcze owoc, który jest często składnikiem różnego rodzaju potraw, może wywołać silne reakcje alergiczne? Jak silne? Na przykład wspomniany wstrząs anafilaktyczny, objawiający się m.in. obrzękiem jamy ustnej i gardła, drętwieniem języka i warg, trudnością z oddychaniem, ostrym bólem brzucha, wymiotami, biegunką, nagłym spadkiem ciśnienia, skokami tętna, utratą przytomności a nawet śmiercią. Niektórzy doznają ciężkiej reakcji już po pierwszym kontakcie z owocem, ale bywa i tak, że wiele razy zjemy kiwi i nasz organizm nie zareaguje, aż nagle pewnego razu dojdzie do wstrząsu. Ostre reakcje alergiczne zdarzają się rzadko, ale się zdarzają. Takich produktów jest sporo i o ile alergicy zwykle wiedzą, że powinni ich unikać, o tyle nie każdy jest świadom swojej alergii. Mimo to po sieci nie krążą grafiki przestrzegające przed "populacyjnym eksperymentem producentów kiwi", a niejeden internauta udostępniający na swoim facebooku ostrzeżenia przed szczepionkami już kupił na święta koszyczek pysznych, zielonych, potencjalnych "zabójców" we włochatej skórce. I nie ma w tym nic dziwnego. Tymczasem w odniesieniu do szczepionki rozkręciła się panika, choć wartość dodana szczepionki jest nieporównywalnie większa niż kiwi.
Nie oskarżamy też producentów aut o przebiegłe plany depopulacji ludzkości i nie rezygnujemy z korzystania z samochodów, chociaż co roku tylko na polskich drogach giną tysiące osób, a dziesiątki tysięcy zostają ranne. Tylko w 2013 r. w naszym kraju w wypadkach drogowych zginęło 3357 osób, a rannych zostało blisko 45 tysięcy! Jeśli połączymy to z informacjami o wysokich marżach na nowe samochody narzucanych przez producentów i dilerów, jak nic możemy wykreować światowy spisek, który ma na celu równoczesne przetrzebienie populacji i zgarnięcie potężnej kasy przez przemysł samochodowy. Kiedy dorzucimy argument o oszustwach jednego z niemieckich koncernów w testach spalin i fakt, że niektóre firmy motoryzacyjne w czasie wojny pracowały dla nazistów, zostaje nam wszystkim przesiąść się na rower. A jednak tego nie robimy, bo potrafimy w tej sprawie trzeźwo ocenić rzeczywistość, dokonać szerokiego rachunku zysków i strat, w którym ostatecznie wychodzi, że pomimo ryzyka, statystycznie, posiadając samochód zyskujemy więcej czasu i wygody.
Inne argumenty również często są pozbawione szerokiego kontekstu. Producent nie zaleca szczepienia osób poniżej 16 roku życia, ponieważ preparat nie jest dostatecznie przebadany w tej grupie wiekowej? To prawda, producent uczciwie o tym ostrzega, nie zataja tego faktu. Równocześnie to nie oznacza automatycznie, że szczepionka jest dla młodszych pacjentów szkodliwa, a jedynie, że na ten moment nie dysponujemy odpowiednią wiedzą na temat skutków, jakie wywołuje w tej grupie wiekowej. Zresztą takie informacje będą dostępne w przyszłości, bo badania kliniczne na młodszej grupie trwają, tyle, że zaczęły się z opóźnieniem - amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) udzieliła zgody na badanie osób nastoletnich dopiero w październiku 2020 r.
Kolejnym argumentem, który ma dowodzić, że szczepionka przeciw SARS-CoV-2 to "eksperyment populacyjny" to fakt odradzania szczepień u kobiet w ciąży. Tu sytuacja jest podobna do tej z nastolatkami. Jak dotąd ta grupa społeczna (kobiety w ciąży lub karmiące) jest jeszcze za słabo przebadana. Dlatego ewentualne szczepienie ciężarnej czy karmiącej powinno być skonsultowane z lekarzem. Czy jest w tym coś skandalicznego? Nic. Na ulotce każdego leku czy suplementu, choćby to były najprostsze, dostępne bez recepty specyfiki, znajdziemy informację, że kobiety w ciąży lub karmiące powinny przed przyjęciem preparatu skonsultować to z lekarzem.
Emocje budzi również informacja, że szczepionka może nie być skuteczna przed upływem 7 dni od podania drugiej dawki (czyli 28 dni od pierwszego szczepienia). Rzekomo ma to być próba uniknięcia odpowiedzialności za skutki uboczne szczepienia w postaci zachorowania na Covid-19 po przyjęciu preparatu. Jednak odrobinę szersze spojrzenie na to jak działają szczepionki wystarczy, by obalić i ten argument. Szczepionka to nie gotowe przeciwciała wstrzykiwane do organizmu. Szczepienie uruchamia reakcje immunologiczną organizmu, a ta jest PROCESEM. Procesem, który jest maksymalnie zbliżony do naturalnej reakcji naszego układu odpornościowego, do jakiej dochodzi w zetknięciu z wirusem. U zakażonego wirusem pacjenta przeciwciała nie wytwarzają się w chwili zetknięcia z wirusem, ale dopiero po pewnym czasie. Podobnie działa szczepionka - organizm, który ją otrzymał potrzebuje nieco czasu, aby właściwie zareagować i wytworzyć przeciwciała. Stąd bierze się te wspomniane 28 dni, o których mówi producent.
Takie przykłady można mnożyć. Jest wiele informacji, które wyrwane z szerokiego kontekstu mogą budzić niepokój. A zmęczenie pandemią, niski poziom zaufania do władzy (niestety często również do świata nauki) i dość naturalny lęk przed tym, co nieznane, sprawiają, że racjonalny sceptycyzm łatwo przeradza się w irracjonalną panikę, która odbiera nam właściwą ocenę proporcji. Dochodzi do sytuacji, w której część z nas neguje co do zasady wartość szczepień, jednocześnie praktykując inne, nieraz znacznie bardziej ryzykowne działania, których wartość dodana jest w porównaniu ze szczepieniami znikoma. Czym innym jest naturalna potrzeba sprawdzenia nowego produktu pod kątem ewentualnych negatywnych skutków jego stosowania, a czym innym panika. Właśnie po to nad każdą ze szczepionek, zanim zostanie wprowadzona do powszechnego stosowania, prowadzone są masowe i kilkuetapowe badania kliniczne, aby rozwiać jak najwięcej takich wątpliwości. Takie testy w przypadku szczepionek dostępnych w UE prowadzono na kilkukrotnie większej grupie populacyjnej niż np. w przypadku wielu stosowanych szczepionek na grypę.
Czy to oznacza, że z pewnością nie ma innych, istotnych wad nowych szczepionek przeciw SARS-CoV-2? Nie. Jak dotąd Europejska Agencja Leków odpowiedzialna za dopuszczenie preparatów medycznych na terenie UE nie podjęła jeszcze decyzji. Jej stanowisko ma być opublikowane pod koniec grudnia. Być może okaże się, że z jakichś powodów niektóre preparaty zostaną wstrzymane. Takich decyzji jednak nie podejmuje się na podstawie przeinaczonych i oderwanych od istnego kontekstu informacji. Jak dotąd szczepienia niektórymi preparatami przeciw nowemu koronawirusowi rozpoczęto w kilku krajach: m.in. Wielkiej Brytanii, USA, Bahrajnie i Rosji.
Na szczęście szczepienia w Polsce będą dobrowolne i każdy, kto tylko chce, może sam poszukać odpowiedzi na nurtujące go pytania. Byleby tylko chciał i szukał odpowiedzi, a nie jedynie potwierdzenia własnych obaw.
Wojciech Teister