Prawo do życia jest podstawowym prawem człowieka, pierwszym prawem, które warunkuje stosowanie wszystkich pozostałych praw i wykazuje w szczególności bezprawność wszelkich form przerywania ciąży i eutanazji – mówi abp Stanisław Gądecki w wywiadzie dla KAI, dodając, że „w tej kwestii Kościół nie może iść na żaden kompromis”.
Rada Stała Episkopatu w oświadczeniu wezwała także wszystkich „do podjęcia rzeczowego dialogu społecznego”. W jaki sposób ten dialog powinien być prowadzony i w jakiej mierze podzielonemu społeczeństwu może w tym pomóc Kościół? Jakie wyjście z obecnej sytuacji widzi Ksiądz Arcybiskup?
- Wiele zależy od tego, jak dialog się rozumie, gdyż pojęcie to bywa często nadużywane i opacznie rozumiane. W medialnej nowomowie dialog staje się często synonimem rezygnacji z poszukiwania prawdy na rzecz wymiany opinii. W kontekście spotkania z innymi religiami np. popularna stała się teza, że wszystkie religie są sobie równe, nie powinno się nikogo nawracać, bo ostatecznie chodzi o to, by każdy był gorliwym wyznawcą swojej religii. Jednak czy religia nakazująca ofiary z ludzi jest tak samo dobra jak ta, która uczy, by oddać raczej swoje życie za braci? Teza o równości wszystkich religii nie jest stanowiskiem Kościoła, choć często za taką uchodzi. Przeciwną skrajnością jest fundamentalizm, czyli totalne zamknięcie, odmowa spotkania i rozmowy.
Wielu jest też przekonanych, że z protestującymi niemożliwy jest jakikolwiek dialog. Obelżywy język, jakiego używają, forma ekspresji jest nie do zaakceptowania. Inni znowu twierdzą, że nie z każdym warto rozmawiać, bo jak np. mają reagować wierzący na zjawisko wojującego ateizmu. Są bowiem ludzie, dla których jedyną wartością jest niszczenie wszystkiego, co wartościowe. Nawet jeśli - jako chrześcijanie - mamy kochać swoich nieprzyjaciół, to byłoby fałszem, gdybyśmy wrogów, to znaczy tych, którzy chcą nas zniszczyć, nazywali przyjaciółmi.
A jednak trzeba dążyć do dialogu choćby po to, aby konflikty wewnątrz ojczyzny nie były wykorzystywane dla celów politycznych sprzecznych z dobrem narodu. Spór jest częścią sztuki politycznej, ale spory i podziały społeczne nie mogą być traktowane jako metoda uprawiania polityki. Skuteczność polityków nie powinna być oceniana przez pryzmat umiejętności osiągania doraźnych celów politycznych. W służbie publicznej liczy się sztuka wprowadzania trwałych i ponadczasowych zmian wzmacniających państwo. Należy zatem dążyć do tego, aby - zwłaszcza w sprawach zasadniczych - łączyć, a nie dzielić społeczeństwo.
Temu właśnie chyba ma służyć ostatnia inicjatywa prezydenta Dudy. Jak Ksiądz Arcybiskup odniósłby się do niej. Zasadnicza treść projektu mówi, że aborcja może być dokonana tylko w przypadku gdy „badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na wysokie prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się martwe albo obarczone nieuleczalną chorobą lub wadą, prowadzącą niechybnie i bezpośrednio do śmierci dziecka, bez względu na zastosowane działania terapeutyczne”. Propozycja ta nie wyczerpuje stanowiska Kościoła, który zawsze broni każdego poczętego życia ludzkiego, ale czy katolik (polityk katolicki) może takie stanowisko poprzeć w imię troski o pokój społeczny?
- Niestety, nie może. Prezydencka propozycja byłaby nową formą eutanazji, która selekcjonuje osoby ze względu na możliwość przeżycia. Tym razem przypadki aborcji wynikające z przesłanki eugenicznej zostaną podciągnięte pod nowy przepis – prawdopodobnie za wyjątkiem dzieci z zespołem Downa – i wszystko pozostanie w tym samym punkcie.
Powoływanie się na nr 73 „Evangelium vitae” nie jest uprawnione w tym przypadku, bo po decyzji Trybunału Konstytucyjnego kierunek proponowanej zmiany jest odwrotny w stosunku do wymienionego w tymże fragmencie encykliki. Trzeba więc, aby politycy proponujący taką zmianę w jasny sposób wyartykułowali motywy, jakimi się kierują.
KAI: Przejdźmy do innej newralgicznej kwestii, mianowicie pomocy rodzinom, w których rodzą się głęboko niepełnosprawne dzieci. Rada Stała stwierdza: „Przykazanie miłości nakłada na nas ważny obowiązek troski, pomocy i ochrony, której potrzebują matki i rodziny przyjmujące i wychowujące chore dzieci”. Jak to może być realizowane na poziomie polityki społecznej państwa, a jak może to realizować kościelna wspólnota? Czy nie powinniśmy zintensyfikować naszego zaangażowania w tej sferze?
- Całkowicie podzielam to zdanie. Doceniając krok wykonany przez Trybunał Konstytucyjny, jednocześnie jestem przekonany, że modyfikacja prawa nie jest aktem wystarczającym. W takich sytuacjach mamy jako społeczeństwo obowiązek właściwego wsparcia i pomocy dla matek i ich najbliższych. Kobietom, które w wyniku diagnozy lekarskiej dowiedziały się, że ich dziecko może być prenatalnie chore czy niepełnosprawne, a także ojcom tych dzieci i rodzinom, potrzebna jest wielostronna profesjonalna pomoc. Konieczne jest także znaczące zwiększenie wsparcia ekonomicznego dla nich, zapewnienie stałej opieki medycznej i psychologicznej, a także stworzenie systemowej możliwości wypoczynku dla rodziców opiekujących się dziećmi nieposiadającymi pełnej sprawności. Całe społeczeństwo winno być solidarne z nimi oraz gotowe do udzielenia wszelkiej możliwej pomocy.
Mój apel w sposób specjalny kieruję do całej wspólnoty Kościoła w Polsce. Kościół bowiem – jak bezustannie przypomina Ojciec Święty Franciszek – winien być głęboko zaangażowany po stronie ludzi najsłabszych i cierpiących niesprawiedliwość. Apeluje by „czynić naszą cywilizację prawdziwie ludzką”. Dlatego otoczmy troską wszystkie matki i rodziny, posiadające niepełnosprawne czy ciężko chore dzieci. Ludzie najsłabsi i ich rodziny winni być w samym centrum każdej kościelnej społeczności, poczynając od parafii, wspólnoty zakonnej czy ruchu religijnego.
Gorąco zachęcam więc do tworzenia w każdej parafii wspólnot bądź grup wsparcia, otwartych w szczególności na rodziny z niepełnosprawnymi dziećmi, traktując ich jak na to w pełni zasługują, tzn. jako nasze ukochane siostry oraz braci i okazując im wszelką możliwą pomoc. A istniejące ruchy religijne i stowarzyszenia wiernych zachęcam do podjęcia działań, mających na celu integrację osób niepełnosprawnych i ich rodzin, tak by miały poczucie pełnego uczestnictwa w lokalnej wspólnocie Kościoła.
Wyrażam też wdzięczność licznym zgromadzeniom zakonnym i stowarzyszeniom katolickim za prowadzenie wielu dzieł pomocy dla tych niepełnosprawnych dzieci, które z różnych przyczyn nie mogą pozostać w rodzinie. Dziękuję wam, że swoje powołanie chrześcijańskie realizujecie w ten właśnie sposób. Zaś do wszystkich wiernych apeluję o systematyczne wspieranie tych – jakże potrzebnych - dzieł i społecznych inicjatyw. Wspólnie twórzmy w naszej ojczyźnie „kulturę miłości” w której wszyscy obywatele, a zwłaszcza najbardziej bezbronni i najsłabsi, będą objęci naszą troską i solidarnością.
Pierwszą sprawą jednakże jest nauczenie się myślenia o każdym człowieku, także niepełnosprawnym, jako pełnowartościowym członku naszej wspólnoty, wnoszącym do niej może inne wartości niż pozostali, ale posiadającym tę samą godność, o której mówi np. wspomniana Powszechna Deklaracja Praw Człowieka.
Protesty pokazały negatywne nastawienie do Kościoła części młodego pokolenia. Czy Kościół w Polsce nie żył zbyt długo w przekonaniu, że z młodzieżą jest OK, że katecheza przynosi dobre owoce i że w sumie młode pokolenie wzrasta w wierze? Czy nie wymaga to poważnego przemyślenia i postawienia sobie pytania: jaki jest klucz dotarcia do młodych umysłów?
- Są kapłani, którym znakomicie udaje się docieranie do młodzieży. Są też inni kapłani, zmęczeni samą myślą o konieczności pójścia do szkoły. Trzeba jednak zauważyć, że dzisiejsi młodzi dźwigają w sobie balast dzisiejszej kultury medialnej.
Jeden z prawników zwrócił mi uwagę na różnicę między pierwszą a drugą rewolucją komunikacyjną. Gdy dokonywała się pierwsza, wówczas pierwszym dziełem wydrukowanym na maszynie Gutenberga było Pismo Święte.
Dzisiaj, w dobie drugiej rewolucji komunikacyjnej, niemalże każdy serial dla młodzieży na Netflixie zawiera promocję homoseksualizmu, hedonizmu i rozwiązłości. Przeciwnicy wykorzystują obficie kanały dystrybucji treści i formowania sumień, które są mało używane w Kościele. Jako ojciec dwójki licealistów – mówi mój rozmówca - doskonale się orientuję, że młode pokolenia kształtowane są przez narzędzia takie jak Facebook, Instagram, Twiter, Youtube, Netflix i inne platformy streemingowe, oraz media społecznościowe. Kod kulturowy narzucany jest także m.in. w grach komputerowych, czy produkcjach filmowych. Są to obszary zagospodarowane całkowicie przez marksistów kulturowych, którzy konsekwentnie realizują program formowania posłusznego nowym ideom człowieka. I nie jest to tylko pytanie o treści dostępne w ramach tych technologii, ale także o to, kto faktycznie podejmuje decyzje o dopuszczeniu bądź wykluczeniu konkretnych treści w ramach tych technologii.
Z tej racji np. kampania medialna - promująca w sposób konsekwentny i nowoczesny życie jako najwyższą wartość – mogłaby być prawdopodobnie bardziej skuteczna społecznie niż wszystkie ustawy i wyroki Trybunału razem wzięte, pomimo, że media prowadzą systematyczną kampanię w przeciwnym kierunku. Pogląd, że prawo stanowi najdoskonalsze narzędzie oddziaływania na stosunki społeczne ma korzenie marksistowskie. Zdrowe społeczeństwo cechuje poszanowanie norm moralnych, wierność obyczajom tradycji i kulturze. Prawo winno być zgodne z moralnością, jednak to moralność powinna kształtować prawo, a nie odwrotnie.
Jak czytać obecne wydarzenia w kontekście biblijnym? Jakie wątki historii zbawienia powinny oświetlić to, co widzimy wokół? Jakie słowa Pisma Świętego powinny towarzyszyć dziś wierzącym, by szli przed siebie zachowując chrześcijańską radość i nadzieję?
- Gdy szukam starotestamentalnych analogii ilustrującej naszą dzisiejsza sytuację, to poniekąd narzuca mi się wymowna scena z epoki Sędziów: „Służył lud Panu po wszystkie dni życia Jozuego i po wszystkie dni starszych, którzy żyli po śmierci Jozuego i którzy oglądali wszystkie dzieła Pana, jakich dokonał dla Izraela. […] A gdy całe to pokolenie połączyło się ze swoimi przodkami, nastało inne pokolenie, które nie znało Pana ani też tego, co uczynił dla Izraela. Wówczas Izraelici czynili to, co złe w oczach Pana i służyli Baalom. Opuścili Boga swoich ojców, Jahwe, który ich wyprowadził z ziemi egipskiej, i poszli za cudzymi bogami, którzy należeli do ludów sąsiednich. Oddawali im pokłon i drażnili Pana. […] Wówczas zapłonął gniew Pana przeciwko Izraelitom, tak że wydał ich w ręce ciemiężców, którzy ich złupili, wydał ich na łup nieprzyjaciół, którzy ich otaczali, tak że nie mogli im się oprzeć. We wszystkich ich poczynaniach ręka Pana była przeciwko nim na ich nieszczęście, jak to Pan przedtem im zapowiedział i jak im poprzysiągł” (Sdz 2,7.10-12; 14-15). Brak osobistego doświadczenia dobroci Bożej łatwo prowadzi nas do lekceważenia samego Boga.
Z kolei z pism nowotestamentalnych niezwykle pouczająca dla mnie i podnosząca nas na duchu jest Łukaszowa przypowieść. Jestem przekonany, że żadna bieżąca sytuacja, nie może nas wpędzać w depresję, nie może nas pozbawić nadziei, jaką złożyliśmy w Chrystusie. On do każdego z nas, grzeszników, wychodzi z miłosierdziem: „Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: ‘Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi’. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: ‘Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: ‘Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła’. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15,1-7).
KAI: Dziękujemy za rozmowę.