Gdyby moja babcia posłuchała "dobrych" rad, nigdy byśmy się nie spotkali

Moja mama mogła nigdy nie pojawić się na świecie i - co za tym idzie - ja również. Dlatego zabijaniu dzieci mówię zdecydowane NIE, wsparciu kobiet zdecydowane TAK.

Gdy moja babcia była w ciąży z moją mamą, pojawiały się głosy, by zabiła swoje dziecko. Bogu dzięki, że nie posłuchała tych "wspaniałych" rad, bo nie byłoby nie tylko mojej mamy, ale zwyczajnie również mnie. Ta historia wraca do mnie ostatnio bardzo często. 

Dlatego jakoś zawsze bliski był mi temat dzieci nienarodzonych. Najbardziej niewinnych i bezbronnych istot. Matki też zawsze były mi bliskie. Zawsze kojarzyły mi się z ciepłem i dobrocią. Uśmiecham się, gdy widzę je w stanie błogosławionym. Dlatego pamiętam również, jak przeżywałam "sprawę Agaty" i gdy po raz pierwszy zetknęłam się z duchową adopcją dziecka nienarodzonego. Ktoś powie, że modlitwa to za mało, choć myślę, że właśnie ta modlitwa sprawiła, że teraz staram się wspierać fundacje, które pomagają kobietom i ich dzieciom, całym rodzinom. 

Myślę, że kobiety, które idą w marszach, po części zapominają, że aborcja to nie tylko zabicie dziecka, ale przede wszystkim robienie krzywdy sobie samej. Jak olbrzymia jest to też ingerencja w organizm kobiety (o tym jakoś wojujące feministki nie wspominają), w jej psychikę (syndrom postaborcyjny) i duszę. 

Wśród różnych wypowiedzi, które się pojawiają, jedna, Magdaleny Guziak-Nowak, po prostu była w punkt. Skopiowałam ją sobie całą. Tu fragment odnośnie do tego, dlaczego aborcja jest niebezpieczna: "Podczas aborcji zostaje zabite bezbronne dziecko. Jest więc raczej ŚMIERTELNIE niebezpieczna. I to nie tylko dla dziecka, ale również dla kobiety. Powikłania bezpośrednie: krwotok z macicy, uszkodzenia trzonu lub szyjki macicy, infekcja narządu rodnego lub miednicy, perforacja macicy, zapalenie otrzewnej, niekompletna aborcja wymagająca dalszej interwencji chirurgicznej, wstrząs septyczny, zgon (ok. 30 proc. zgonów związanych z aborcją ma miejsce wskutek infekcji dróg rodnych). Powikłania odległe w czasie: wzrost ryzyka wystąpienia ciąży pozamacicznej, łożyska przodującego, przedwczesnego porodu oraz poronienia w kolejnej ciąży, urodzenia martwego dziecka i wtórnej niepłodności. Fińskie badania naukowe przeprowadzone w latach 1987-2000 wykazały, że wskaźnik śmierci kobiet po aborcji wyniósł 83 na 100 000 ciąż, a w przypadku porodu: 28".

Ilu z nas w ogóle zdaje sobie z tego sprawę? Myślę, że ten fragment naprawdę daje do myślenia. 

Dziwi mnie, że niektórzy rektorzy czy pracodawcy wspierają jeszcze kobiety w tym, by szły na marsze. A może by tak zacząć wspierać je w miejscu pracy, na uczelni? Zaproponować doraźną pomoc, wsparcie. Bo takie wsparcie: "Idź na marsz" to nie wsparcie. To kolejny komunikat: "Radź sobie sama"; "To twój problem". 

Widziałam zdjęcia z protestów, na jednym z nich napis "Lwice idą po was". O ile dobrze pamiętam z lekcji przyrody czy biologii, lwice zawsze bronią swoich młodych. Ba, i to razem. Dokąd więc te panie zmierzają?  

Jestem za tym, by kobietom faktycznie pomagać, oferować porządne wsparcie społeczne, rządowe, medyczne, psychologiczne i duchowe. Szczególnie gdy okazuje się, że dziecko pod sercem może urodzić się niepełnosprawne, może umrzeć przedwcześnie. Pamiętajmy też, że czasami diagnozy bywają błędne. Myślę, że przynajmniej każdy z nas chociaż raz słyszał taką historię, dziecko miało urodzić się chore, a urodziło się zdrowe. Ale jeśli faktycznie okazuje się, że niestety diagnozy są prawdziwe, to kobieta powinna być otoczona dobrymi ludźmi, którzy pomogą jej przejść przez ten trudny czas, w tym czas pożegnania i czas żałoby. I aborcja nie jest tu rozwiązaniem, ale opieka medyczna i psychologiczna. Bardzo porusza mnie świadectwo Justyny Stolfik-Bindy o jej synku Antosiu Zachęcam, by do niego zajrzeć.

Tu też apel do panów. Ojcowie powinni poczuwać się do tego, że zostaną ojcami, a nie głowa w piasek i ucieczka. Panowie, życie to odpowiedzialność. Jeśli chcecie być mężczyznami, to zacznijcie od tego, że bierzecie na siebie odpowiedzialność za przyszłe życie, które powołujecie. Jeśli kobieta zostaje sama i zamiast wsparcia otrzymuje tylko kolejne kłody pod nogi, a do tego wpadnie jeszcze w środowisko, które jedyne rozwiązanie widzi w aborcji, to jest zgubiona. 

Dlatego więcej środków powinno przekazywać się na opiekę paliatywną i hospicja, fundacje, które wspierają kobiety, dzieci (na każdym etapie życia), całe rodziny. Warto zajrzeć na stronę Fundacji Małych Stópek czy Fundacji Gajusz.  Dobrze jednak wiemy, że takich ośrodków jest więcej. Zobaczmy, ile ośrodków czy domów samotnych matek jest prowadzonych przez siostry zakonne. Warto się nimi zainteresować i pomóc. 

My też musimy przejść przemianę. Bardziej się angażować. Musimy wychodzić naprzeciw zagubionym i często pozostawionym samym sobie kobietom. Jak mówił Jan Paweł II: "Musicie od siebie wymagać, choćby inni od was nie wymagali".

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Małgorzata Gajos