Winni temu, że ludzie wychodzą na ulice, są wszyscy, oprócz tych, którzy wzywali do wychodzenia na ulice.
„Za to będzie odpowiedzialny PiS” – napisała na Twitterze dziennikarka „Gazety Wyborczej”, odnosząc się do ewentualnych zakażeń koronawirusem podczas manifestacji proaborcyjnych. „Zmusza się ludzi do masowych protestów. To jest dla mnie prowokacja” – powiedział prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. „Za wszystko, co się dzieje obecnie, winę ponosi rząd” – dorzucił dziennikarz Onetu, komentując demonstracje i ataki na kościoły.
Innymi słowy, za złamanie zasad wprowadzonych na czas pandemii i ewentualne zakażenia uczestników odpowiadają władza i Trybunał Konstytucyjny. Za ataki na kościoły odpowiada natomiast Kościół – to z kolei tłumaczenie jednej z organizatorek akcji. Logiki w tym wszystkim tyle, co w tłumaczeniu złodzieja, że to nie jego wina, że ludzie nie pilnują swoich portfeli. Skoro już zachęca się ludzi, żeby tłoczyli się przed świątyniami i budynkami kurii (zaraz po tym, jak wyśmiało się spiskowe teorie antymaseczkowców), albo przekonuje ich, że robienie awantury w czasie Mszy św. to wspaniała inicjatywa, można by chociaż wziąć minimum odpowiedzialności za swoje słowa. Najwyraźniej zwolennicy protestów odpowiedzialności wziąć nie chcą. Świadomość, że robi się coś niewłaściwego, nie jest przyjemna. Choć to dobrze, że ślady tej świadomości pozostały jeszcze gdzieś w głowie.•
Jakub Jałowiczor