Święto Halloween szturmem zdobywa kraj. Czy za lat kilka zamienimy znicze na świeczkę w wydrążonej dyni, a wspomnienia o świętych na przebieranki w czarownice i upiory?
Święto chały
– U mojej córki w przedszkolu była zabawa z okazji Halloween. Moje dziecko stwierdziło: Mamusiu, a wiesz, ci z zerówki to mieli HAŁOLIN – napisała internautka – Mnie się to skojarzyło z ... chałą. – W szkole moich synów, rok temu, odbyła się taka zabawa. Nie chcieliśmy ich puścić, ale nalegali – opowiada Ewa Curyło z Krakowa – W końcu zgodziliśmy się. Warunek: bez makabrycznego przebrania. Myślałam, że będę mogła zobaczyć, co się tam dzieje, niestety, rodzice nie mogli w zabawie uczestniczyć. Byłam wściekła, że pozwoliłam. Zapytaliśmy potem chłopców, jak było. Odpowiedzieli, że niespecjalnie im się podobało... Ucieszyliśmy się. W tym roku już nie idą.
Ewa, po nauczce, którą dostała, zaczęła zastanawiać się nad argumentami „przeciw”: – Szukałam i znalazłam: diabeł nie wkracza w życie tam, gdzie jest coś poważnego i na serio. Największym jego zwycięstwem jest to, że ludzie w niego nie wierzą i robią z niego zabawę. Wchodzi w życie dzieci tak „niewinnie”. Poza tym razi mnie połączenie naszej tradycji z Halloween. Nie chcę, by ostatnim wrażeniem, jakie dzieci wyniosą ze szkoły przed pierwszym listopada, były kościotrupy i czarownice. To jakiś absurdalny kult śmierci. A co zrobić, gdy nowe „święto” dosłownie zapuka do naszych drzwi? – W ubiegłym roku przyszły do nas przebrane dzieci, ale im powiedziałam, że dziękujemy, nie „świętujemy” Halloween – opowiada Maria Tenerowicz z Marek. – Dzieci odeszły, a ja żałowałam… Powinnam z nimi porozmawiać, spróbować wytłumaczyć… Może za rok się uda?
We wspólnocie świętych
Bóg jest mocniejszy niż śmierć i kto umiera w Chrystusie, umiera do życia. Dawniej ludzie chcieli być pochowani w pobliżu św. Piotra, w pobliżu męczenników, aby – w śmierci i przy zmartwychwstaniu – być w dobrym towarzystwie. W ten sposób wiązano się ze świętymi i ze zbawczą mocą samego Jezusa Chrystusa. Wspólnota świętych obejmuje życie i śmierć: człowiek trzyma się jej właśnie w chwili śmierci, aby nie spaść w pustkę; aby ta wspólnota wciągnęła go w prawdziwe życie; aby również w towarzystwie świętych stanąć przed Sędzią i dzięki ich obecności wytrwać w godzinie sądu. W ten sposób cmentarz – plac żałoby i przemijania – stał się miejscem nadziei. Kto tutaj jest pochowany, mówi: „Wierzę Ci, Chrystusie Zmartwychwstały. Trzymam się Ciebie. Nie sam przychodzę w śmiertelnej samotności tego, który nie potrafiłby kochać; przychodzę we wspólnocie świętych, którzy mnie i w śmierci nie opuszczą.” Tę przemianę miejsca żałoby w miejsce nadziei widać też w zewnętrznym wystroju tego cmentarza (zresztą, wszystkich cmentarzy chrześcijańskich w ogóle): zdobią go kwiaty i drzewa; zdobią go znaki miłości i przywiązania. Jest on jak ogród, taki mały raj pokoju w niespokojnym świecie, taki znak nowego życia. Cmentarz jako miejsce nadziei – to jest chrześcijańska wizja. (...) Cmentarz zaprasza nas, abyśmy tak żyli, żeby nie wypaść ze wspólnoty świętych. Zaprasza nas, abyśmy w życiu szukali tego i byli tym, co przetrwa i w śmierci, i w wieczności... - kard. Joseph Ratzinger (medytacja na uroczystość Wszystkich Świętych)
Agata Puścikowska, Marcin Jakimowicz