Przemoc i niepewność

Na Białorusi, po prezydenckich wyborach i stłumionych protestach opozycji, sytuacja jest napięta. Dyktator nie może już rządzić po staremu, ale wciąż ma dość siły, aby stłumić społeczny bunt.

Według wstępnych wyników podanych przez Centralną Komisję Wyborczą (CKW) w Mińsku urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka zdobył 80,08 proc. głosów. Na drugim miejscu uplasowała się Swiatłana Cichanouska, którą poparło 10,09 proc. wyborców. Żaden z pozostałych trzech kandydatów nie uzyskał 2 proc. głosów. 9 sierpnia wieczorem tysiące ludzi w wielu miastach Białorusi wyszło na ulice, gdy media poinformowały, że według oficjalnego sondażu exit poll zdecydowanie zwyciężył urzędujący prezydent (miał otrzymać ponad 80 proc. głosów). Władze, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, przystąpiły do brutalnej rozprawy z protestującymi. Dzień później Łukaszenka oskarżył Wielką Brytanię, Polskę i Czechy o podżeganie do buntu przeciwko władzy na Białorusi.

Noc protestów

Do największych starć doszło w Mińsku, gdzie demonstranci działali w rozproszeniu w wielu regionach miasta. Wynikało to z zablokowania przez służby porządkowe głównych placów i arterii. W stolicy ograniczono działanie komunikacji miejskiej, zablokowano większość niezależnych portali internetowych oraz czasowo uniemożliwiono dostęp do internetu. Poza stolicą protestowano w 33 miastach, głównie w zachodniej i centralnej części Białorusi. Jak podało białoruskie MSW, w nocy z 9 na 10 sierpnia w całym kraju zatrzymano około 3 tys. osób. W trakcie starć poszkodowanych zostało 39 milicjantów i ponad 50 osób cywilnych. Władze zdementowały informacje, jakoby w czasie protestów jedna osoba zginęła, gdy milicyjna ciężarówka wjechała w tłum demonstrantów.

Ja wygrałam

Liderka opozycji Swiatłana Cichanouska zakwestionowała wyniki podane przez CKW. Powołując się na dostępne protokoły z ok. 20 komisji wyborczych (głównie w Mińsku), wskazujące na jej zdecydowaną wygraną, ogłosiła się zwyciężczynią. Nie wzywała jednak zwolenników do protestów i sama w nich nie uczestniczyła. Komentując nocne zajścia, podkreśliła, że opozycja nie zachęcała nikogo do stosowania przemocy i zawsze opowiadała się za pokojowymi przemianami. „Kroki, które podjęły władze, były nieproporcjonalne. Ludzie zostali w lokalach wyborczych, żeby ochronić swoje głosy. My ze swojej strony zrobimy wszystko, żeby to się więcej nie powtórzyło” – oświadczyła następnego dnia. Później złożyła w CKW skargę na sposób przeprowadzenia wyborów i zażądała ponownego przeliczenia głosów w wielu komisjach, a tam, gdzie nie jest to możliwe, powtórnego głosowania. Szanse na to, aby jej protest został pozytywnie rozpatrzony są jednak żadne.

Kto naprawdę wygrał?

Trudno powiedzieć, jaki był prawdziwy wynik wyborów, gdyż na Białorusi nie ma niezależnych ośrodków monitorujących pracę CKW. Pod pretekstem sytuacji epidemicznej, powszechnie wcześniej lekceważonej, uniemożliwiono pracę niezależnym obserwatorom i nie wpuszczono do Mińska misji OBWE. Wstrzymano także akredytacje dla zagranicznych dziennikarzy.

Opozycja przypomina, że w latach poprzednich CKW nie tylko tolerowała szereg nieprawidłowości, a nawet oczywistych fałszerstw wyborczych, które sygnalizowali krajowi i międzynarodowi obserwatorzy, ale sama brała w nich udział. Faktem jest, że mimo apeli opozycji spora część wyborców zagłosowała w ciągu czterech dni poprzedzających kulminację wyborczą, a więc przed 9 sierpnia. Większość tych głosów zdobył zapewne Łukaszenka. Jednocześnie bezprecedensowa skala wsparcia, jakie uzyskała Cichanouska w czasie tej kampanii, oraz rozmiar protestów przeciwko ogłoszonym wynikom głosowania wskazują, że jej wynik prawdopodobnie był wyższy, aniżeli podały władze.

Oficjalne wyniki wyborów są podobne do rezultatów z lat 2010 i 2015. Władza potraktowała więc wybory jak rytuał, w którym każdemu została przypisana określona rola społeczna i możliwy do zdobycia potencjał poparcia. Tym razem jednak zderzyła się z innym społeczeństwem, zwłaszcza młodym pokoleniem wychowanym w czasach kolejnych kadencji Łukaszenki, ale inaczej postrzegającym świat. Młodzi znakomicie posługujący się mediami społecznościowymi, blogami, serwisami tematycznymi potrafili skutecznie przełamać monopol informacyjny władzy. Na platformach cyfrowych publikowali protokoły z kolejnych komisji, co pozwalało później podważyć podawane oficjalnie wyniki głosowania.

Co dalej?

Prezydent Łukaszenka przed wyborami zapowiadał brutalną rozprawę z protestującymi i można powiedzieć, że słowa dotrzymał. Dla moich rozmówców z Białorusi nie ulega wątpliwości, że reżim użyje wszystkich środków, aby przywrócić pełną kontrolę nad społeczeństwem. Obawiają się także, że gdyby sprzeciwy się nasiliły, odpowiedzią nie będą ustępstwa i dialog, ale zaostrzenie pacyfikacji. Władza musi sobie jednak zdawać sprawę z tego, że znalazła się w nowej sytuacji. Ważnym sygnałem jest rozszerzenie się protestów poza Mińsk, co wskazuje na skalę sprzeciwu i determinację części społeczeństwa. Sporo Białorusinów, zwłaszcza młodego pokolenia, nie chce już żyć pod rządami dyktatora, który prezydentem został 26 lat temu. To sytuacja rewolucyjna, ale niekoniecznie prowadząca do szybkich przemian. O trwałości dyktatury Łukaszenki zadecydują zarówno czynniki zewnętrzne – zachowanie się Zachodu, wpływy Rosji, jak i wewnętrzne – możliwe tarcia w obozie władzy i determinacja społeczeństwa w dążeniu do zmiany. Przed Białorusią trudny czas, wymagający działań ostrożnych i prowadzonych wspólnie w ramach UE. Reżim Łukaszenki przeżyje sankcje – to pewne. Może się też zwrócić w stronę Rosji, której rozpędzane brutalnie demonstracje z pewnością nie będą ­przeszkadzać. •

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Andrzej Grajewski