Konwencji stambulskiej nie ratyfikowało sześciu członków Unii Europejskiej. Polski w tej grupie nie ma.
27.07.2020 17:00 GOSC.PL
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział złożenie formalnego wniosku o wypowiedzenie przez Polskę tzw. konwencji stambulskiej. Jeśli wniosek rzeczywiście trafi do resortu rodziny, rząd będzie musiał podjąć jednoznaczną decyzję. Jak dotąd próbuje być trochę w ciąży – ani nie wypowiadać dokumentu Rady Europy, ani nie wcielać go w życie. Jednak decyzja Polski ma wpływ na to, czy konwencja będzie obowiązywać w całej Unii Europejskiej.
Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej zwana konwencją stambulską została podpisana przez Polskę w 2012 r. i ratyfikowana 3 lata później. Dokument, który formalnie ma służyć walce z patologiami w rzeczywistości niesie ze sobą poważne zagrożenie. Autorzy już na wstępie przyjmują za dogmat, że „przemoc wobec kobiet jest manifestacją nierównego stosunku sił pomiędzy kobietami a mężczyznami na przestrzeni wieków, który doprowadził do dominacji mężczyzn nad kobietami”. Konwencja nakazuje państwom dążyć do „wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji” opartych na „stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn”. Trzeba więc będzie walczyć ze stereotypem, zgodnie z którym mężczyzna jest ojcem, a kobieta matką, zaś dziecko potrzebuje ich obojga. Nauka o niestereotypowych rolach ma być prowadzona w szkołach.
Jako źródła przemocy wobec kobiet wymienione są m.in. „kultura, zwyczaje, religia, tradycja czy tzw. «honor»”. Nie ma za to słowa o uzależnieniach, które w rzeczywistości często stanowią przyczynę domowych awantur. Nie pojawia się też ani jedna wzmianka o prostytucji czy pornografii. Najwyraźniej autorzy nie uznali tych zjawisk za przejaw wykorzystywania kobiet.
Zapisy konwencji są przeważnie dość ogólne, ale są wyjątki. Dokument powołał do życia grupę zwaną GREVIO, która już funkcjonuje. GREVIO kontroluje sytuację w krajach, które ratyfikowały konwencję, a państwa zobowiązały się do przekazywania jej informacji na swój temat. Grupa może też korzystać z pomocy lokalnych organizacji. Zatem np. stowarzyszenie feministek może poskarżyć się na to, że w Polsce z powodów religijnych utrudniony jest dostęp do aborcji.
Jak dotąd rząd nie wypowiedział konwencji. W 2018 r. Jarosław Kaczyński sugerował wręcz, że tego nie zrobi, bo nie warto wszczynać wojny, skoro dokument i tak nie ma mocy wiążącej. To niezbyt przekonujące tłumaczenie, bo Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej jednak pracowało w zeszłym roku nad raportem z wykonania konwencji. Poza tym decyzja o wypowiedzeniu dokumentu ze Stambułu miałaby konkretne znaczenie. Dlaczego? Konwencję chce przyjąć Unia Europejska. Jej zapisy staną się wówczas częścią unijnego prawa i nie będzie dyskusji – trzeba będzie ich przestrzegać. Aby do tego doszło, dokument muszą wcześniej ratyfikować wszystkie państwa UE. Dotychczas nie zrobiło tego sześciu członków Unii. To m.in. Czechy, Litwa i Łotwa. Polski w tej grupie nie ma. Jeśli więc za jakiś czas te kraje ugną się, pętla, której nie chcieliśmy zdjąć sobie z szyi zaciśnie się. I tym razem nie będziemy mogli mieć pretensji do zepsutej moralnie Unii.
Jakub Jałowiczor