Koalicja Obywatelska kwestionuje wynik wyborów prezydenckich. Przewodniczący Borys Budka stwierdził, że w proteście wyborczym złożonym w Sądzie Najwyższym Koalicja żąda stwierdzenia ich nieważności, gdyż były niekonstytucyjne.
KO w sposób modelowy stosuje tu podwójne standardy. Jeszcze w trakcie kampanii w jej środowisku pojawiły się pomysły, aby uznać wyniki wyborów, gdyby zwyciężył jej kandydat, a zakwestionować je, gdyby zwyciężył kandydat PiS. Dokładnie według takiej logiki postępuje teraz Platforma. B. Budka stwierdził, że wybory prezydenckie nie były ani równe, ani uczciwe, nie spełniały standardów demokratycznych. Jako dowód wskazał zaangażowanie aparatu państwa, mediów publicznych oraz ministrów po stronie kandydata PiS. Jeśliby poważnie traktować te zarzuty, KO powinna oprotestować już pierwszą turę, w której kampania była prowadzona w taki sam sposób jak w drugiej. Protestów jednak nie było, bo kandydat KO dostał się do drugiej tury.
Oczywiście w każdej kampanii wyborczej można dopatrywać się nieprawidłowości, m.in. promowania przez rząd swojego kandydata z wykorzystaniem do tego podległego mu aparatu państwowego. Sytuacja nie jest tu sterylna, ale taki sam zarzut, jak teraz PiS, można było postawić koalicji PO-PSL, gdy wygrywała wybory, również wspierana przez rząd i media publiczne, choć w przypadku tych drugich nie w tak ostentacyjny sposób. Jest też sprawa szacunku do wyborców. Jeśli prawie 70 procent Polaków bierze udział w wyborach, to kwestionowanie wyników jest polityczną grą, w której lekceważy się głos zwykłych ludzi. •
Bogumił Łoziński