- W czasie pandemii chodzi o oczyszczenie Kościoła „z nas samych” i o przywrócenie go Panu Jezusowi - mówi abp Grzegorz Ryś w rozmowie z KAI. Dodaje, że Pan Bóg już wyprowadza dobro ze zła, jakie nas otacza. I ważne jest, żebyśmy tego dobra nie przegapili, nie zmarnowali. Wyjaśnia, że „jako Kościół musimy wciąż stawiać sobie pytanie, na ile służymy ludziom dookoła”. Ostrzega, że gdybyśmy dzisiaj skoncentrowali się na wywalczeniu dla Kościoła rozmaitych praw czy przywilejów, byłoby to postępowanie wprost nieewangeliczne.
KAI: Jako chrześcijanie wiemy, że Bóg, w imię wolności, dopuszcza istnienie i działanie zła. Kościół zaprzecza jednak tym prorokom nieszczęścia, który twierdzą, że doświadczamy „Bożej kary”. Można chyba powiedzieć, że jest to czas szczególnej próby?
- „Skąd się bierze zło?” - to pytanie, które ludzkość zadaje sobie zapewne od czasu, odkąd w ogóle zadaje pytania. Zresztą, to pytanie tak naprawdę rozpisuje się na dwa różne pytania. Najpierw jest abstrakcyjne pytanie o źródło zła w świecie w ogóle, ale później przychodzi pytanie o przyczynę cierpienia tego, a nie innego człowieka. A więc nie tylko: „skąd zło?”, ale także „skąd cierpienie Hioba?”. Albo: „Kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym - on czy jego rodzice?”. Dlaczego na przykład jest tak, że w Polsce liczba ofiar śmiertelnych wynosi kilkaset, a we Włoszech zmarło już kilkadziesiąt tysięcy? Nikt nie zna odpowiedzi na te pytania. Księga Hioba, która jest wielką biblijną próbą zmierzenia się z nimi, każe nam z pokorą uniżyć się przed tajemnicą. Co więcej, pokazuje ona, że nierzadko ludzkie tłumaczenia źródeł zła i sensu cierpienia nie tylko głęboko mijają się z prawdą, ale także są obraźliwe - obraźliwe wobec Boga albo wobec człowieka. Próbując wyjaśnić przyczynę zła, jakże często szukamy winnych w ludziach, którzy tymczasem są całkiem niewinni - tak jak Hiob. To „teologia” przyjaciół Hioba, którzy usiłują mu wmówić, że musiał w życiu dopuścić się nie wiadomo czego, skoro spotyka go takie nieszczęście. Jest kara (!) - musi być wcześniejsza wina. Również dzisiaj „przyjaciele Hioba” mają się dobrze, są bardzo głośni i dość zdecydowani w identyfikowaniu grzechów, za które Pan Bóg rzekomo nas „karze”. Jakże to - powtórzę - obraźliwe w stosunku do Pana Boga, i jak nieprawdziwe! Ostatecznie Bóg mówi do przyjaciół Hioba: „nie mówiliście o Mnie prawdy”; mówił ją Hiob! No tak, ale on nie wypowiadał żadnych twierdzeń; przede wszystkim zadawał pytania… Nierzadko z wielkim bólem i odwagą. Jednocześnie zuchwale wręcz wzywając Boga na sąd i… z pełnym zaufaniem zdając się na Jego wyrok jako Sędziego.
Nie! Stanowczo nie ma odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego?”. Można natomiast sensownie pytać: „Dla czego?”, to znaczy: „Co ja z tym mogę zrobić?”. Na to pytanie jest odpowiedź. Mogę choćby zauważyć, że ktoś w moim sąsiedztwie jest seniorem i nie może ruszać się z domu. Mogę więc przynieść mu jedzenie; podobnie zresztą jak rodzinie, która w sąsiedztwie przeżywa kwarantannę. Bądź, jeśli słyszę o tym, że w szpitalu obok nie ma środków ochrony czy sprzętu - mogę zdobyć się na poważną jałmużnę. Bardzo wiele mogę zrobić w odpowiedzi na cierpienie. A ostatecznie zawsze sprowadza się to do miłości.
KAI: Czyli na ten czas możemy spojrzeć także jako na szansę do odbudowy wspólnoty, więzi międzyludzkich?
- Głęboko w to wierzę, aczkolwiek nie należy mówić o tym w zbyt łatwy sposób, gdyż cierpienie nigdy nie jest czymś łatwym. Jednak Bóg nie godzi się z ludzkim cierpieniem, tylko pracuje w nas, żeby uruchomić nas ku dobru.
KAI: Abyśmy na przykład towarzyszyli cierpiącym?
- Wcześniej jeszcze Pan Bóg towarzyszy nam, żebyśmy trwali w swojej wierze, byśmy nie stracili poczucia sensu, byśmy nie uwiędli w beznadziei. Tych wymiarów Bożego działania jest ogromnie dużo.
KAI: Ksiądz Arcybiskup uczestniczył kilka dni temu w dyskusji pod hasłem: "Co nam chce przez to powiedzieć Duch Święty?". Jak można tę myśl rozwinąć?
- Nie kryję, że do pytań typu: „Co nam chce powiedzieć Duch Święty?”, a zwłaszcza „Co nam chce powiedzieć na przyszłość?”, podchodzę z pewnym dystansem. Nie wiem, co będzie jutro. Wiem natomiast, że w dziejach zbawienia zawsze liczy się „dzisiaj”! Istotne jest, by nasłuchiwać, co „dziś” Duch Święty mówi nam i do czego teraz nas popycha. W niedzielę obchodziliśmy Święto Miłosierdzia. Miłosierdzie jest reakcją na potrzebę, którą widzę. Problem w tym, że czasami nie widzę, bo mam oczy pozamykane. Ale Duch Święty mi te oczy otwiera i podpowiada, że mogę coś zrobić.
„Kościół nie jest dla siebie, tylko dla świata” - jest posłany do świata. Wobec tego jako Kościół musimy wciąż stawiać sobie pytanie: na ile służymy ludziom dookoła? Skupianie się Kościoła na sobie nie jest sensownym działaniem. Gdybyśmy dzisiaj skoncentrowali się na wywalczaniu łokciami dla Kościoła rozmaitych praw czy zabezpieczeń, nie byłoby to postępowanie ewangeliczne, lecz antyewangeliczne.
Franciszek mówi, że wszyscy jesteśmy w tej łódce, która płynie przez wzburzone Jezioro Galilejskie. I albo przepłyniemy razem, albo nie przepłyniemy. I to nie jest tak, że można z tej łódki wyrwać sobie jedną deskę i przedostać się bezpiecznie na drugą stronę jeziora.
KAI: W „Dzienniczku” s. Faustyny Jezus mówi, że nie przyzna się do swej oblubienicy, jeśli będzie to Kościół, który nie jest miłosierny. To bardzo mocne słowa...
- To bardzo piękny tekst: mówi, że strumienie miłosierdzia Bożego nie tylko tryskają z Serca Jezusa, ale mają także tryskać z serca Jego oblubienicy. Uderza to, że chodzi tu o miłosierdzie Boga, a nie tylko o taką miłość, na jaką mnie stać „po ludzku”. W postawie miłosierdzia, którą kierować się winien Kościół, wychodzimy od pytania, jak do danej osoby czy sytuacji odniósłby się (odnosi się) Bóg; nasza ludzka reakcja winna mieścić się wewnątrz tej Bożej reakcji.
Najważniejsze jest być obecnym „tu i teraz” - co jest zresztą myślą głęboko biblijną. Czas zbawienia dokonuje się „teraz”, a nie kiedyś w przyszłości. Słowa: „dziś”, „teraz” są bardzo istotne. W Modlitwie Pańskiej mówimy „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Jutro niekoniecznie do nas będzie należeć, tego nie wiemy, a wczoraj już było. Dzisiaj jest moje, teraz mogę coś zrobić.
KAI: Ksiądz Arcybiskup powiedział, że w okresie pandemii wiele zostało Kościołowi odebrane, na przykład możliwość bezpośredniego udziału wiernych w liturgii, a jednocześnie dzieje się wiele dobra. Czy może być to czas „katharsis”? Na czym taki proces może polegać?
- Ostatecznie, myślę, że chodzi tu o oczyszczenie Kościoła z nas samych, a przywrócenie go Panu Jezusowi. To byłoby najlepsze oczyszczenie.